Postanowiłem skomplikować sobie życie - rozmowa z Piotrem Pierścionkiem, trenerem Zagłębia Sosnowiec

 / Znicz
/ Znicz

Piotr Pierścionek miał być osobą, która odbuduje potęgę Zagłębia. Został zwolniony po serii pechowych, jak twierdzi, porażek. Teraz wraca do Sosnowca, ale z zupełnie innym zadaniem. Ma uchronić Zagłębie przed spadkiem do III ligi.

Piotr Tafil: Długo zastanawiał się pan nad przyjęciem propozycji zarządu?

Piotr Pierścionek: Długo. Zastanawiałem się, czy warto komplikować sobie życie.

Co pana skłoniło do tego, by jednak to życie sobie skomplikować?

- Przekonała mnie argumentacja zarządu. Nowy trener musiałby najpierw poznać tych chłopaków, a ja z większością z nich już pracowałem. Umówiliśmy się, że będę pracował do czerwca, a zarząd w tym czasie poszuka nowego szkoleniowca.

Więc pracuje pan na umowę o dzieło? Ma pan utrzymać drużynę w II lidze, a później odejść?

- Tego nie powiedziałem. Po prostu trener, który nie miał wcześniej kontaktu z tą drużyną, musiałby poświęcić kilka tygodni na jej lepsze poznanie. A Zagłębie nie może sobie w tej chwili pozwolić na stratę czasu.

Będzie pan współpracował z trenerem Dworczykiem. Trudno mi uwierzyć w to, by tak doświadczony szkoleniowiec zadowolił się rolą pańskiego asystenta.

- Decyzje będziemy podejmować wspólnie. Mam uprawnienia, pozwalające na prowadzenie drużyny w tej lidze, ja będę wpisywany do protokołu i odpowiedzialność za wyniki będzie spoczywała na mojej osobie.

Czy przez ostatnie kilka miesięcy był pan na bieżąco z tym, co dzieje się w Zagłębiu?

- Przez ten czas byłem zajęty swoją pracą w Górniku Jaworzno. Mam rozeznanie w tym, co zrobiliśmy, kiedy ja byłem tu trenerem. A czy ci chłopcy od tego czasu zatrzymali się w miejscu, czy co gorsza zrobili krok wstecz, to się dopiero okaże.

Odpowiedzią na to pytanie są wyniki. Drużyna przegrała cztery z pięciu ostatnich meczów.

- Nie będę oceniał tych spotkań. Nie wiem, czy Zagłębie było w nich słabsze, czy może lepsze, a przegrało pechowo. Doskonale pamiętam, jak to wyglądało, gdy ja prowadziłem Zagłębie. Porażka z Chemikiem Police, gdzie byliśmy drużyną zdecydowanie lepszą. Później kuriozalny mecz z Kotwicą Kołobrzeg. Dwa razy obejmowaliśmy tam prowadzenie, ale czerwoną kartkę dostał Rafał Bałecki i przegraliśmy w końcówce. No i spotkanie z Gawinem. Ja wiem, że Maciek Gostomski jest tylko człowiekiem, ale wpuścić pięć bramek i przy czterech mieć udział to jest naprawdę duża sztuka, która tej klasy bramkarzowi nie powinna się przytrafić. Mimo pecha i różnych błędów, byliśmy drużyną. Nie wiem jeszcze jak to wygląda teraz.

Atmosfera w drużynie jest fatalna. Piłkarze sami nie wiedzą, co się z nimi dzieje.

- W pierwszej kolejności wyniki mogą poprawić atmosferę. Liczę, że przyjście nowego trenera, to też może być jakiś bodziec.

Niektórym zawodnikom wyraźnie brakuje zaangażowania. Zdarza im się przejść obok meczu.

- Razem z trenerem Dworczykiem przedstawiliśmy drużynie nasze oczekiwania i mam głęboką nadzieję, że to przyniesie efekt. Zgadzam się z tym, że w pierwszej kolejności drużyna musi pokazać charakter i zaangażowanie. Życzyłbym sobie, by drużyna zaczęła realizować nasze założenia już w najbliższym meczu. Niemniej osoby, które są zorientowane w futbolu wiedzą, że nie przychodzi to, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Ale sam pan powiedział, że nie macie czasu. Drużyna musi jak najszybciej zacząć zdobywać punkty.

- Dlatego w pierwszej kolejności musimy zacząć zmieniać detale, a dopiero później całą resztę. Myślę, że chłopakom pomoże też zmiana założeń. Celu, jakim był awans, na pewno już nie zrealizują. Zanim znowu nabiorą pewności siebie, będą musieli w kilku meczach nadrabiać determinacją.

Nie wiem czy sama determinacja pomoże, skoro nie ma kto strzelać bramek.

- Jest Krzysiek Myśliwy. To rozbiegany napastnik i cała sztuka polega na tym, by znaleźć piłkarza, który będzie potrafił wykorzystać jego pracę. Takim piłkarzem był Rafał Bałecki, który miał podobne cechy jak Krzysiek i na początku ciężko mi było przekonać go, że czasem warto jednak poczekać na dogranie w pole karne. Od momentu, w którym to się udało, zaczął strzelać bramki. Rafała w Zagłębiu już nie ma, musimy więc znaleźć napastnika, który go zastąpi.

Kibice pamiętają, że zostawiał pan Zagłębie na szesnastym miejscu w tabeli. Stąd wątpliwości, czy będzie pan w stanie uratować klub przed spadkiem.

- Nie bierze pan pod uwagę jednej rzeczy. Zaczynaliśmy z ujemnymi punktami. W pewnym momencie było tak, że gdyby nie to, mielibyśmy piąte, czy szóste miejsce. To podziałało demobilizująco na zawodników. Piłka nożna jest francowata. Przegrywaliśmy mecze, mimo że byliśmy lepsi. Nie bez znaczenia była też spirala nienawiści, która została nakręcona między innymi wobec mojej osoby. Ktoś wyrwał jakieś zdanie z kontekstu i tak to się potoczyło.

Chodziło o to, ze skrytykował pan kibiców?

- Zawsze podkreślałem, że Zagłębie gra dla kibiców, którzy są niezwykle istotnym elementem w polityce klubu. Jeżeli kogoś uraziłem, lub ktoś opacznie zrozumiał moją wypowiedź, to za pośrednictwem waszego portalu chciałbym bardzo przeprosić. Nigdy nie miałem na celu wywoływanie wojny, tym bardziej, że wiem ile w historii Zagłębia znaczą kibice.

Kibice są rozwścieczeni ostatnimi wynikami drużyny. Zdaje pan sobie sprawę, że jeżeli nie zaczniecie wygrywać, to ich złość skupi się na panu?

- Zdaję sobie sprawę z ogromnej presji. Rozumiem ich żal i frustrację. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, by dać im powody do satysfakcji.

Trudno dziwić się kibicom klubu, który kiedyś walczył o najwyższe trofea, a teraz przegrywa z Polonią Słubice, czy Nielbą Wągrowiec.

- Zgadza się. Podobnie było z sosnowiecką siatkówką, która praktycznie przestała istnieć. Każdy chciałby utrzymywać się na topie, ale do tego potrzebne są pieniądze. Wszyscy patrzą przez pryzmat okresu, kiedy Zagłębie miało silnego sponsora i było potentatem w ówczesnej II lidze. Teraz takich pieniędzy nie ma, ale wierzę, że klub i tak się odrodzi. Potrzeba tylko cierpliwości, a ciężka praca musi przynieść efekty.

Komentarze (0)