Po efektownym dwumeczu z IFK Mariehamn w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów i dziewięciu golach strzelonych mistrzom Finlandii piłkarze Jacka Magiery mogli myśleć, że sezon rozpoczną z przytupem, a już na pewno łatwiej będzie im szło w krajowych rozgrywkach. Tymczasem legioniści ewidentnie się zacięli, jak skuteczny napastnik, który w kryzysie ma problemy z wykorzystaniem przede wszystkim tych najprostszych okazji strzeleckich.
Wtedy siedmiometrowa bramka robi się malutka, piłka przelewa się po stopie, a golkiper rozgrywa zazwyczaj mecz życia.
I nawet w momencie, kiedy naprawdę nie da się już danej okazji zepsuć, bo kolega podaje na pustą bramkę, to piłka po strzale z metra odbija się od słupka i wychodzi w pole.
Tak to mniej więcej wygląda z zespołem mistrza Polski. W europejskich pucharach nie jest ciekawie, bo porażka z FK Astana (1:3) w el. LM znacznie oddala drużynę od fazy grupowej tych rozgrywek. W ekstraklasie klub z Warszawy stracił punkty w pierwszych dwóch meczach i dalej brakuje mu polotu.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: David Beckham znów z Realem Madryt
Przeciwnikiem na przełamanie, taką pustą bramką, do której trzeba tylko trafić, miała być Sandecja, beniaminek, rozgrywający historyczny sezon w ekstraklasie. Ale sielanki wcale nie było. Były za to męki gospodarzy i ich walka samych ze sobą.
Legia przeważała, prowadziła grę, ale więcej było akcji w stylu "ty do mnie, ja do ciebie". W pierwszym składzie zadebiutował Cristian Pasquato, ale jedyne czym mógł zwrócić na siebie uwagę był numer 8 na koszulce. To ostatnie wspomnienie po wytransferowanym do Olympiakosu Vadisie Odjidjy-Ofoe.
Z przodu mocno pracował Armando Sadiku. Wydaje się, że Legia będzie miała z niego pożytek, to silny i walczący napastnik, ale jeden groźny strzał (tuż obok okienka), to jednak za mało, jak na cały mecz z drużyną walczącą o utrzymanie.
Wcale nie było też widać, że od 20 minuty gospodarze grali z przewagą jednego piłkarza. Stało się tak, bo czerwoną kartkę obejrzał Grzegorz Baran za okropny faul na Michale Kopczyńskim. Baran po obejrzeniu powtórki musi zdać sobie sprawę, że to był kryminał. Inaczej niech już nie wybiega na boisko.
W drugiej połowie wiele się nie zmieniło. Kilka razy Michała Gliwę sprawdził Dominik Nagy. Mimo że bramkarz Sandecji wydawał się niepewny, to jednak nie skapitulował.
Swoją szansę mieli także goście. Filip Piszczek uderzył, ale Arkadiusz Malarz odbił na rzut rożny.
Losy meczu rozstrzygnął człowiek jednej miny, czyli Kasper Hamalainen. Zawodnik zawsze opanowany, nie popadający ani w szaloną radość, ani w głębsze przygnębienie, rozpoczął akcję zespołu, miał do wyboru kilka wariantów, mógł podać, ale wziął odpowiedzialność na siebie i strzelił po ziemi zza pola karnego.
Później było już łatwiej. W doliczonym czasie gry rywala dobił skuteczny ostatnio Michał Kucharczyk z ostrego kąta.
Gospodarze wygrali, ale niech podsumowaniem tego meczu będzie drybling Adama Hlouska z końcówki pierwszej połowy. Czech chciał okiwać rywala pod jego polem karnym, zszedł nisko na nogi, zrobił ruch w jedną, drugą stronę, w końcu ruszył, ale stanął na piłce i się wywrócił.
Legia Warszawa - Sandecja Nowy Sącz 2:0 (0:0)
1:0 - Kasper Hamalainen 72'
2:0 - Michał Kucharczyk 90'
Legia: Arkadiusz Malarz - Artur Jędrzejczyk, Jakub Czerwiński, Michał Pazdan, Adam Hlousek (68. Kasper Hamalainen) - Michał Kopczyński, Krzysztof Mączyński (71. Thibault Moulin), Michał Kucharczyk, Cristian Pasquato (54. Guilherme), Dominik Nagy - Armando Sadiku.
Sandecja: Michał Gliwa - Lukas Kuban, Dawid Szufry, Michal Piter-Bucko, Tomasz Brzyski - Bartłomiej Dudzic (75. Maciej Korzym), Grzegorz Baran, Bartłomiej Kasprzak, Wojciech Trochim (25. Płamen Kraczunow), Patrik Mraz (54. Aleksandar Kolew) - Filip Piszczek.
czerwona kartka: Baran 20' (Sandecja)
sędziował: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa)
widzów: 14 393
http://i.imgur.com/QlDYBnt.jpg
.
Oto pełna lista latawic ciągnących złotówy od minister Czytaj całość