Szybki rzut oka na statystyki pozwala wysnuć prosty wniosek - Maciej Korzym nigdy nie zrobił kariery na miarę oczekiwań. Jedno jest pewne - napastnik Sandecji Nowy Sącz zawsze był jednym z największych polskich wojowników.
- Wyniosłem to z domu. Rodzice uczyli mnie, że trzeba walczyć i już na podwórku walczyłem. Graliśmy osiedle na osiedle, o piątkę albo dychę, na boisku asfaltowym przy szkole, do której chodziłem. Dla młodego chłopaka to było coś, więc robiliśmy wślizgi na tym asfalcie i tak jakoś wyszło - opowiadał.
Czy Korzyma można nazwać niespełnionym zawodnikiem? Pewnie on sam nie chciałby tak o sobie myśleć, ale przez lata ciążyły mu testy w Chelsea. Gdy wiele lat później rozmawialiśmy o nich, nie ukrywał, że z czasem te słynne testy zaczęły być dla niego ciężarem.
- Na początku to cieszyło, ale potem nie było innego tematu rozmów tylko "jak było w Chelsea?", więc zaczęło mi się zbierać na wymioty. Był przesyt. Powiedzmy sobie szczerze: być w Chelsea na testach, a być w Chelsea - to jest różnica - zaznaczał.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: David Beckham znów z Realem Madryt
- Pojawił się szum, którego nie potrzebowałem, wywiady, których nie udzielałem - mówił z pewnym niesmakiem, gdy po latach zrozumiał, że był tylko pionkiem w czyjejś grze. Nabrał do wszystkiego dystansu.
Zdawał sobie sprawę, że medialne poruszenie było w znacznym stopniu grą agenta. Ale też trochę mu dało. Być może dzięki temu trafił do Legii Warszawa. Na zasadzie, że "może nie jesteś aż tak dobry, żeby być w Chelsea, ale skoro cię zaprosili, to pewnie dasz radę w Legii". Często działa.
Zresztą prasa donosiła, że zawodnikiem interesuje się nie tylko angielski potentat, ale i AS Monaco. Trzeba było działać szybko. Legia wypłaciła więc ekwiwalent za wyszkolenie w wysokości 20 tysięcy złotych.
- Ma dopiero 16 lat, ale to wielki talent, niesamowita lewa noga. Wielka przyszłość przed nim - skwitował rozentuzjazmowany trener Dariusz Kubicki. I tak dyplomatycznie. Łukasz Surma stwierdził, że Korzyma czeka "ogromna kariera".
W warszawskiej drużynie debiutował w 2004 roku, w meczu pucharowym z FC Tbilisi w pucharze UEFA. Legia wygrała gładko 6:0, a Korzym wszedł na ostatnie 20 minut za Piotra Włodarczyka. 10 minut później zaliczył asystę przy bramce Marka Saganowskiego.
Było więc pięknie, a przecież nie wymagano wtedy od niego zbyt wiele. Jeszcze nie teraz. Miał zaledwie 16 lat, 3 miesiące i 26 dni. Był najmłodszym piłkarzem jaki wystąpił w barwach Legii w meczu pucharowym. Pobił rekord legendarnego Stanisława Fołtyna.
Z czasem się okazało, że w sumie niczym więcej się nie wyróżnił. Już pierwsza runda dała do myślenia. 40 minut w Ekstraklasie, 1 celny strzał. Ale wiek wszystko usprawiedliwiał. Aż do czasu.
Nie pomogło wypożyczenie do Odry Wodzisław. Po powrocie był nijaki. Może presja na nim była zbyt duża. Zapowiadany najmłodszy atak w lidze, Dawid Janczyk - Maciej Korzym, został w sferze marzeń i spekulacji prasowych.
Po raz ostatni w Legii zagrał w barwach Legii w maju 2008 roku, w spotkaniu z Ruchem Chorzów. Wszedł na ostatnie pół godziny. Warszawę opuszczał jako 20-letni doświadczony piłkarz. Z marnym dorobkiem 3 goli w 29 meczach.
Nie został cudownym dzieckiem, ale z czasem okazało się, że po prostu strzelanie bramek nie jest jego znakiem firmowym.
- Nie wiem, czy można nazwać mnie typowym napastnikiem, często grałem w pomocy. Nie patrzę na te statystyki, robię swoje. Wiadomo, że moja robota nie zawsze polega na strzelaniu goli. Są momenty, kiedy tak walczę, że stwarzam komuś możliwość strzelenia - tłumaczył.
W Koronie, u Leszka Ojrzyńskiego, stał się wybijającym się ligowcem. Ta drużyna "drwali i kierowców ciężarówek", stała się idealna dla jego charakteru i mentalności. Bo przecież nigdy nie był jakimś zawodnikiem wysublimowanym, dla koneserów piłkarskiej sztuki. Jeśli można o kimś powiedzieć, że "nosi fortepian", to właśnie o nim. Był zawodnikiem o stylu prostym, siłowym. Takim turem i wojownikiem, który trzy dni w tygodniu odwiedza siłownię. I trafił do bandy, jakich w polskiej piłce od lat nie było. Korona Ojrzyńskiego dla wielu budziła niesmak, ale inni widzieli w niej jedną z niewielu charakterystycznych ligowych drużyn. A Korzym zaczął być doceniany za to kim jest, nie za to, że kiedyś był w Chelsea.
Chyba właśnie styl Ojrzyńskiego odpowiadał mu najbardziej. Za trenerem poszedł do Podbeskidzia, potem do Górnika. Dziś jest tam, gdzie zaczynał, w swojej Sandecji. Przyszedł do I ligi i pomógł drużynie w awansie. Choć, tak jak w poprzednich latach, statystyk porywających nie miał.
W sobotę wraca do Warszawy, tam gdzie otworzono przed nim drzwi do wielkiego świata. Niestety nie skorzystał z zaproszenia, został w przedpokoju.
Legia Warszawa - Sandecja Nowy Sącz /29.07/ godz. 18
Składy drużyn
Legia: Malarz - Broź, Czerwinski, Pazdan, Hlousek - Kopczyński, Mączyński - Szymański, Pasquato, Kucharczyk - Sadiku.
Sandecja: Gliwa - Kubań, Szufryn, Peter-Bućko, Brzyski - Kasprzak, Baran - Dudzic, Cetnarski, Mraz - Korzym.
Sędziuje: Tomasz Kwiatkowski