Spotkanie mistrzów Polski z IFK Mariehamn przypominało rozmowę dziennikarza z bokserem. Zawodników tej dyscypliny nigdy nie trzeba specjalnie zachęcać, by powiedzieli coś ciekawego. Zawsze "palną" jakąś głupotę, sprowokują innego pięściarza, jego promotora, a bywa że kolegę, z którym trzymali od dziecka, nazwą "frajerem".
Takie wywiady w żargonie dziennikarskim określa się "samograjem". Bo wystarczy w zasadzie podstawić dyktafon i nacisnąć "record". Legioniści też musieli tylko wybiec na boisko. I to okazało się najtrudniejsze. Później była już zabawa - gospodarze celnie podawali, przesuwali się pod bramkę IFK, i oddawali strzały. Proste. A że dla rywali było to trudne, Legia strzeliła im sześć goli.
Wysokie zwycięstwo nad rywalem z Finlandii niewiele nam jednak mówi. To uczucie przypominające trochę te, po spożyciu kilku piw. Niby ma się kontakt z rzeczywistością, ale jest ona jakby bardziej przyjazna. Na problem szybko znajdzie się rozwiązanie, humor dopisuje, a zawsze złośliwy sąsiad okazuje się nagle równym gościem.
Dlatego po pogromie mistrzów Finlandii dalej nie wiemy, czy przegrane spotkania z Arką Gdynia w Superpucharze Polski (w rzutach karnych) i Górnikiem Zabrze w lidze (1:3), to efekt słabej formy legionistów, dekoncentracji, braku Vadisa Odjidji-Ofoe czy nastawienia w stylu: na początku odpuszczamy ekstraklasę, robimy awans do fazy grupowej europejskich pucharów i później, jak rok temu, gonimy rywali na swoim podwórku.
Trener Jacek Magiera zrobił kilka zmian w składzie. Wystąpił Radosław Cierzniak, etatowy rezerwowy, który ostatnio dwa mecze z rzędu w seniorskiej piłce rozegrał w Wiśle Kraków, w grudniu 2015 roku. Ale na jego bramkę rywale uderzyli groźnie raz, w zasadzie nie miał się nawet czym wykazać.
Magiera postawił też w pierwszym składzie na Rafała Makowskiego, Sebastiana Szymańskiego czy Łukasza Monetę. Moneta był aktywny, ale dwie okazje konkretnie spartaczył. Szymański wypracował i strzelił gola, na pewno zasłużył na słowa pochwały. Podobnie jak Michał Kucharczyk. Zdobył ładną bramkę w pierwszej połowie, i podszedł do rzutu karnego w drugiej. Fajnie, że Magiera wpuścił na boisko Konrada Michalaka i że ten strzelił gola.
Ale nie zapominajmy, że obrona, w ustawieniu podstawowym, z Michałem Pazdanem i Arturem Jędrzejczykiem, popełniała niekiedy fatalne błędy. Niech po starciu z IFK cieszą tylko statystyki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ronaldinho w Czeczenii. Zaprosił go prezydent
To prawda że były błędy w obronie ale taka Czytaj całość