Nigdy bym nie przypuszczał, że inicjatywa dzieci z Kuźni Raciborskiej może wzbudzić kontrowersje. Wymyśliły one, żeby jednej z ulic w miasteczku nadać imię Roberta Lewandowskiego.
Zawodnik ofertę przyjął. Nasz redakcyjny kolega, Jacek Stańczyk, uważa, że zdecydowanie się pospieszył. Powinien odmówić.
"W piłkę pogra jeszcze kilka lat, całe życie z kolei przed nim. Nie wiemy, jak się potoczy. Życzę mu oczywiście jak najlepiej, ale nie wiem, co będzie za kilka, kilkanaście lat. Może zboczy z drogi, którą podąża teraz. Może na własnej życiowej ulicy będzie miał kolizję. I do tego z własnej winy. Oby nie, ale tego nie wiem."
Trudno mi się z tym zgodzić. Robert Lewandowski jest najlepszym od 30 lat polskim piłkarzem. Nikt tak bardzo jak on nie stał się symbolem wszystkich Polaków, nikt tak bardzo jak on nie wypromował Polski za granicą.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: Cieszą mnie trzy gole, ale bardziej punkty (WIDEO)
Jesteśmy narodem, który kłóci się o wszystko. Jedni chcą lotniska imienia Lecha Wałęsy, drudzy uważają, że to skandal, bo to przecież "TW Bolek". Ci drudzy najchętniej nazwaliby wszystkie ronda imieniem rotmistrza Pileckiego, ale ci pierwsi uważają, że rotmistrz to nie sieć fastfoodów.
Pułkownik Kukliński - dla jednych bohater, dla drugich agent obcego wywiadu. Tadeusz Mazowiecki - nawet on wzbudza kontrowersje. To jesteśmy my, Polacy.
Lewandowski jest przede wszystkim sportowcem, a więc "należy do wszystkich". Jest symbolem wielkiego międzynarodowego sukcesu Polaka.
Choć nie raz wyrażał swoje poglądy, to jednak nie ma przynależności ideologicznej. Jest wręcz jedynym "Lewym", którego jest skłonna zaakceptować polska prawica.
Nie róbmy z siebie "zaścianka, w którym nawet piłkarze mają swoje ulice". Nie jest to żadna nowość na świecie. Mają swoje ulice i skwery Iker Casillas, Alex Ferguson, Alessandro del Piero, Jose Mourinho, Park Ji-Sung, Tim Cahill, Manuel Pellegrini i wielu, wielu innych. Trudno, żeby Wayne Gretzky nie miał ulicy w Kanadzie, czy Brett Favre w Green Bay. Jedni jeszcze w trakcie kariery, drudzy już po.
Przyzwyczailiśmy się do innych bohaterów - ofiar wojny, bohaterów powstań, naukowców, pisarzy. Sportowiec był jakby na uboczu, jako człowiek de facto show businessu. Chyba że jak Bronisław Czech albo Helena Marusarzówna oddał życie za ojczyznę.
Tymczasem piłkarz, trener światowego formatu, to dziś symbol wielkiego sukcesu dzięki ciężkiej pracy, taki sam fenomen jak fizyk, który dostał Nobla.
Nie przeszkadza mi więc ulica Lewandowskiego. Przeszkadza mi to, że nie ma więcej ulic Zbigniewa Bońka, Włodzimierza Lubańskiego, Kazimierza Deyny, Ernesta Pohla a może nawet Jana Tomaszewskiego. Bez względu na jego kontrowersyjne zachowania.
Czy jest za wcześnie? Jest to jakiś argument. Ale zastanawiam się, co takiego nagle miałby zrobić Lewandowski, żeby na tę ulicę nie zasłużyć. George Best ma "swoje" lotnisko, droga łącząca Nottingham z Derby jest nazwana od ulicy Briana Clougha. Naprawdę jest o co się u nich przyczepić. Z pewnością żaden nie był wzorem do naśladowania dla młodzieży. Nawet był taki kawał: "Mamy dwie wiadomości, dobrą i złą. Najpierw dobra: znalazła się nerka dla George'a Besta. Zła? Dawcą jest Brian Clough".
Nie sugeruję, że Robert Lewandowski miałby wpaść w jakiś nałóg. Po prostu jest on już dziś symbolem. Nie jest to chwilowa moda, "zajawka" jak z Ebim Smolarkiem czy Radkiem Matusiakiem. Już dziś wiemy, że Lewandowski jest sportowcem wybitnym, człowiekiem, który dał radość Polsce. I to się nie zmieni.