Utalentowani Polacy, którzy w ostatnich latach wyjeżdżali z Polski do czołowych lig Europy, albo szybko wracali z podkulonym ogonem, albo bezskutecznie walczyli o utrzymanie się na powierzchni, albo - w najlepszym przypadku - mozolnie budowali swoją pozycję w europejskiej piłce. Zachód brutalnie zweryfikował Rafała Wolskiego i Mariusza Stępińskiego, którzy musieli wrócić do Polski, by odbudować karierę. Z kolei Kamil Glik, Arkadiusz Milik czy Bartosz Kapustka w pierwszym sezonie po wyjeździe z kraju grali bardzo mało albo w ogóle.
Przyćmił też "Lewego"
Nawet Robert Lewandowski, który dziś jest jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym napastnikiem świata, a niedawno został też najlepiej zarabiającym piłkarzem w historii Bundesligi, pierwszy sezon w Borussii Dortmund miał nieudany. Przegrywał rywalizację z Lucasem Barriosem, a niemieckie media szydziły z jego nieskuteczności. Owszem, "Lewy" miał swój udział w wywalczeniu przez Borussię mistrzostwa Niemiec, bo strzelił w Bundeslidze osiem goli, ale ważnym ogniwem BVB stał się dopiero w drugim roku pobytu w Dortmundzie.
Tymczasem Karol Linetty od razu wskoczył do "11" Sampdorii i przez cały debiutancki sezon był podstawowym zawodnikiem solidnej drużyny Serie A, czyli jednej z pięciu najmocniejszych lig Europy. Zagrał w aż 38 z 41 spotkań Sampdorii, a Marco Giampaolo postawił na niego od pierwszego gwizdka w 30 meczach i rzadko ściągał go z boiska przed czasem. Do tego Linetty strzelił jednego gola i zaliczył pięć asyst - nieźle jak na zawodnika, który w ekstraklasie rzadko miał bezpośredni udział przy bramkach swojego zespołu.
- To faktycznie imponujące, ale musimy wziąć poprawkę na to, że Sampdoria nie jest takim klubem, jakim była Borussia, gdy wchodził do niej Lewandowski. To jest inna para kaloszy i inna półka - mówi WP SportoweFakty Piotr Czachowski, znawca włoskiego futbolu i komentator Serie A w stacji Eleven Sports. - Niemniej jednak Karolowi należą się słowa uznania, bo naprawdę bardzo dobrze wkomponował się w nowe otoczenie i szybko odnalazł się w bardzo wymagające lidze. To jest bardzo miłe zaskoczenie, a to też na pewno nie koniec w jego wykonaniu, bo każdy spędzony na Półwyspie Apenińskim dzień zwiększa jego pewność siebie i dobrze wpływa na jego rozwój - dodaje były piłkarz Udinese.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Magiczna akcja a la Zidane
Perpetuum mobile
Linetty był nie tylko podstawowym zawodnikiem Sampdorii, ale też jej kluczowym graczem. Zachwycił Włochów już w debiucie. "Nowoczesna ósemka. Zdeterminowany w pościgu za rywalem, z techniką i pomysłem, mając piłkę przy nodze. Był prawdziwym koszmarem dla rywali" - pisała o nim "La Gazzetta Dello Sport".
Premierowy występ zaliczył w pucharowym spotkaniu z III-ligowcem, ale potem na boiskach Serie A potwierdził, że Sampdoria nie pomyliła się, płacąc za niego Lechowi Poznań 3,2 mln euro. Polak skończył sezon jako najlepiej odbierający piłkę zawodnik Serie A - zanotował aż 105 odbiorów, średnio 4,2 na mecz - a to duży wyczyn w lidze, w której trenerzy cenią destruktorów na równi z kreatorami.
Po transferze do Sampdorii jego rozwój nabrał niesamowitego rozpędu. We Włoszech 22-latek przestał być "Karolkiem", jak wszyscy go nazywali, lecz stał się panem Linettym, którego chwaliły nie tylko włoskie media. Ze względu na dużą mobilność i efektywność w destrukcji włoska prasa ochrzciła go "perpetuum mobile", a angielski "The Guardian" umieścił go w gronie najbardziej utalentowanych piłkarzy Serie A.
"Szybko zaadaptował się do wymogów stawianych przez ligę włoską. Jest ciągle w ruchu, tworzy na boisku trójkąty, wymienia krótkie podania i inicjuje ataki. Wytrwały, pracowity oraz inteligentny. Angażuje się zarówno w obronę, jak i w atak" - pisali Anglicy.
Linetty musiał bez zwłoki dostosować się do otoczenia, bo inaczej szybko by przepadł. W listopadzie minionego roku w rozmowie z WP SportoweFakty przyznał: - Od razu zwróciłem jednak uwagę na o wiele szybsze tempo, dynamiczne operowanie piłką. I to jest właśnie sposób gry, który bardzo mi odpowiada, być może właśnie dlatego tak szybko zaaklimatyzowałem się w nowym otoczeniu. Wiedziałem, że będę musiał o wiele więcej pracować, żeby sobie poradzić. To mi odpowiada, bo im ciężej pracujesz na sukces, tym masz większą satysfakcję z tego, do czego udało ci się dojść.
Czachowski: - Karol rozwinął się kompleksowo. W Italii środkowi pomocnicy muszą łączyć grę w defensywie z grą w ofensywie, więc to pozwoliło mu się rozwinąć na wielu polach. W dzisiejszej piłce nie każdy zawodnik potrafi łączyć te cechy, więc tym bardziej Karolowi należą się pochwały. Wszedł do Sampdorii bardzo śmiało, ze zdecydowaniem - jak po swoje. Wierzył w to, co robi. Tym zaskarbił sobie sympatię trenera.
Cierpliwość drogą na szczyt
Szybko zaczął zbierać owoce przeprowadzki do Włoch. Do Italii wyjechał jako uczestnik Euro 2016, ale we Francji nie zagrał ani minuty, przegrywając rywalizację z Tomasz Jodłowiec i Krzysztof Mączyński. Jesienią był już jednak graczem pierwszej "11" reprezentacji Polski. Adam Nawałka dostrzegł, że młody pomocnik wszedł na wyższy poziom i obdarzył go zaufaniem w meczach o stawkę - wcześniej Linetty grał przede wszystkim w spotkaniach towarzyskich.
Świetną grą przykuł także uwagę większych od Sampdorii klubów. A Stadio Luigi Ferraris to dobre miejsce na promocję, o czym świadczy przykład Patricka Schicka. Król strzelców el. ME U-21 2017 trafił do Genui w tym samym czasie co Linetty, a lada moment przeniesie się do Juventusu Turyn. Według włoskich mediów Linetty też jest na szerokiej liście życzeń Starej Damy, a prócz niej zainteresowanie Polakiem wykazują też Roma, Borussia Dortmund, Olympique Marsylia, który chce odzyskać dawną pozycję we francuskim futbolu czy kluby Premier League.
Sam Linetty na razie jednak nie chce ruszać się z Włoch. - Zakochałem się w lidze włoskiej. Taktyka, intensywność. Zawsze lubiłem, kiedy piłka szybko chodziła po boisku, gdy gra się na jeden, dwa kontakty. We Włoszech tak jest. No i pogoda. Jak mieszkasz w takim klimacie to sam stajesz się pozytywny. Czujesz, że żyjesz, a nie smucisz się, że jest ponuro. Dobrze mi tu - stwierdził, gdy odwiedziliśmy go w maju w Genui.
A transfer w obrębie Serie A? Czachowski na razie mu to odradza i zaleca cierpliwe stawianie kolejnych kroków na Zachodzie.
- Jeszcze powinien zostać w Sampdorii. Niech okrzepnie, niech potwierdzi, że debiutancki sezon nie był dziełem przypadku. Karol potrzebuje klubu, w którym będzie grał - nic nie stymuluje rozwoju lepiej niż regularna gra - mówi były kapitan reprezentacji Polski.
- Życzę każdemu Polakowi transferu do dużego klubu, ale na taki z udziałem Karola cierpliwie poczekajmy. Jeśli będzie się rozwijał jak do tej pory, to zgłoszą się po niego, jak po Piotrka Zielińskiego, kluby z najwyższej półki. I jestem przekonany o tym, że w niedalekiej przyszłości Karol wraz z Piotrem będą stanowić o sile drugiej linii reprezentacji Polski - puentuje Czachowski.