Teraz gra w reprezentacji Polski i jest jednym z najbardziej zaufanych ludzi szefa Adama Nawałki. Gdyby kadra była filmem o mafii, Thiago Cionek grałby rolę nawet trzecioplanową. Robiłby za jednego ze zbirów, ale takiego, który dużo nie mówi, którego kamera nie eksponuje, ale jak przychodzi do mordobicia, to on bierze w nim udział. A potem znowu znika na długie minuty filmu.
Na każdy z dziesięciu meczów eliminacji do mistrzostw Europy dostawał powołania, ale w żadnym nie zagrał. Wystąpił dopiero we Francji w starciu z Ukrainą. Teraz historia pewnie by się powtórzyła, gdyby problemów od początku sezonu nie miał Michał Pazdan. Cionek znowu dostał szansę, żeby się pokazać, reżyser jednak postanowił, że tym razem zostawi go w akcji trochę dłużej. Może nawet pozwoli mu coś powiedzieć.
Thiago Cionek zagrał z Danią lepiej niż Kamil Glik. Wygrywał sporo pojedynków, udanie grał na wyprzedzenie, łatał dziury, a na dodatek w 10. minucie popisał się kapitalnym długim podaniem do Kamila Grosickiego, gdy ten dośrodkował na głowę Arkadiusza Milika. Kasper Schmeichel jeszcze wtedy uratował Duńczyków przed stratą gola. Okazało się, że Adam Nawałka znowu miał rację.
Brazylijskie tylko imię
- Brazylijskie to ma on tylko imię - śmiano się z niego w Białymstoku. Thiago Cionek w 2008 roku przyjechał do Polski, chciał pokazać się w Lechu Poznań, ale nie dostał tam szansy. Pojechał więc na Podlasie. A jak już zaczął trenować, to został na cztery lata. Pradziadkowie piłkarza byli Polakami, przed I wojną światową wyemigrowali do Kurytyby. On nie miał większego problemu z nauką języka polskiego, nad Wisłą poznał też dziewczynę. Pełnoprawnym Polakiem jest od pięciu lat. W październiku 2011 roku dostał nasz paszport.
ZOBACZ WIDEO Mógł być najlepszy, ale... Portugalczycy wspominają Andrzeja Juskowiaka
Grając w ekstraklasie, wzbudzał ogromne kontrowersje. Faktycznie, próżno w jego grze szukać było brazylijskiej finezji. Jeśli już, to raczej był przedstawicielem jakichś sztuk walki, może brazylijskiego ju jitsu. Andrzejowi Niedzielanowi z Ruchu Chorzów połamał twarz, choć ten grał w ochronnej masce. Załatwił go łokciem w wyskoku do piłki. Polski snajper nie wytrzymał, wyzwał potem Cionka od bandytów i dzikusów. Bartłomiej Grzelak po meczu Legii z Jagiellonią pokazywał z kolei dziurę w nodze. Zrobił ją Cionek. Artura Sobiecha, wtedy grającego w Polonii Warszawa, potraktował wyprostowaną nogą w okolice kolana. Faul był tak brutalny, że Komisja Ligi zawiesiła piłkarza Jagiellonii aż na sześć meczów.
Kto by wtedy pomyślał, że teraz ten boiskowy zabijaka będzie regularnie grał w Serie A. Zanim trafił do Palermo, kilka sezonów spędził w Serie B - w Padovie i Modenie. Grał tam regularnie. We Włoszech nikt nie mówi o tym, że to brutal. On sam w trakcie Euro 2016 przyznawał nam: - Nic się nie zmieniło. Gram tak, jak grałem. Zależy, jak się na to wszystko patrzy. We Włoszech nigdy mnie tak nie przezywano. Robię swoje.
W Polsce nazywano go też "farbowanym lisem", ale zupełnie go to nie ruszało. Ani Adama Nawałki, który wymyślił sobie Cionka dla swojej drużyny. Selekcjoner jeszcze raz zbudował tego piłkarza, dał mu w piłkarskim życiu zupełnie nową rolę. Nawet jeśli czasami trzecioplanową, to jednak Cionek ciągle jest na planie.
I czasem te swoje pięć minut dostanie. Teraz znowu jest w akcji.
A tak powaznie to Oli nasz murzynek był NASZ i co komu przeszkadzało.
Dla mnie może grać , aby by Czytaj całość