- Zaczęliśmy mecz bardzo dobrze. Szybko strzeliliśmy gola, choć Ruch szybko wyrównał. Nie wpłynęło to na naszą psychikę, bo wyszliśmy na prowadzenie 2:1, ale tym się zadowoliliśmy - opisał pierwszą połowę Czesław Michniewicz.
Jego drużyna w pierwszej połowie grała najlepiej w rundzie wiosennej. Dotychczas występy Pogoni Szczecin były trudne do obserwowania, a kibice narzekali na styl. Wszystko posypało się szczecinianom po przerwie.
- Przy stanie 2:1 powinniśmy lepiej to rozegrać. Chcieliśmy zdobywać następne gole, tymczasem zabrakło ostatniego podania - narzekał Michniewicz. - Później zaczęły dziać się cuda, były dwa rzuty karne dla Ruchu. Nie mam jednak pretensji do sędziego o decyzje. Kuriozalna sytuacja z udziałem Słowika zamknęła mecz. Czerwona kartka, wyrównanie i przestaliśmy wierzyć. To mnie boli najbardziej.
Bramkarz Pogoni Jakub Słowik w 71. minucie meczu wybiegł poza linię boczną pola karnego, by przejąć piłkę. Zamiast ją wybić w aut, uznał, że zdąży z nią wrócić w pole karne i chwycić w ręce. Jednak nadbiegł napastnik rywali i odebrał mu futbolówkę. Wówczas Słowik pociągnął za koszulkę Mariusza Stępińskiego i za chwilę wyleciał z boiska. Po chwili było 2:2.
Ruch wygrał w Szczecinie po 13 latach niemocy, a decydujące gole na 2:3 zdobył ten, który całą dotychczasową karierę marzył o występie przy Twardowskiego - Patryk Lipski. Niebiescy cieszyli się po pojedynku z pięcioma golami, dwoma rzutami karnymi i czerwoną kartką.
- Mieliśmy piłkę meczową. Żałuję, że rzutu wolnego nie strzelał Gyurcso, choć taka była moja sugestia, a zrobił to Ricardo Nunes. Ostatnio mu to nie wychodziło. Wynik jest dla nas fatalny, ale gra była dużo lepsza niż w poprzednich meczach.
Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: kuriozalna decyzja sędziego