Z Łodzi - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Jedyny gol w spotkaniu padł w 8. minucie, gdy po dośrodkowaniu Kristoffera Hansena głową piłkę do siatki skierował Mateusz Skrzypczak. Im bliżej było końca spotkania, tym widzewiacy byli bliżej bramki, ale finalnie do niej nie znaleźli drogi.
- W piłce nożnej najważniejsze są punkty i jestem rozczarowany że ich nie zdobyliśmy. Muszę odnieść się jednak do zachowania kibiców po końcowym gwizdku. Pierwszy raz w życiu zobaczyłem coś takiego po przegranym meczu. Zawodnicy - biorąc pod uwagę kontekst i całokształt - zyskali coś więcej niż punkty - podkreślił na pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec łódzkiej drużyny.
Nie da się jednak ukryć, że pod wodzą Patryka Czubaka czerwono-biało-czerwoni znów walczą na boisku i nie zbierają cięgów od rywali. Względem przegranych 0:3 ze Śląskiem Wrocław czy 0:4 z Pogonią Szczecin spotkań widać różnicę. Co zatem się zmieniło?
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Bulwersująca sytuacja. Kibice wygwizdali bramkarza
- To są pewne rzeczy, które może nie wszystkich interesują z ujęcia taktycznego. Wiedziałem i byłem pewny, gdy widziałem zawodników w treningu, że będzie nam trudno strzelić bramkę z gry. To, co stało się w Radomiu (remis 1:1 - przyp. red.) to była kontynuacja stałego fragmentu. Z Jagą było tak samo, ale... te bramki tak samo się liczą jak te zdobyte z gry. To nie tylko kwestia tego, jak chcesz bronić, ale także jak o tym myślisz i jakie korzyści można czerpać - odpowiedział trener Widzewa Łódź.
Rzeczywiście za drugą połowę jego zespołowi należą się brawa. Być może należała się też bramka. Ale w pierwszej jednak to mistrzowie Polski przeważali i dominowali.
- To zawsze jest kontekst meczu. Graliśmy z aktualnym mistrzem Polski, kreującym bardzo dużo okazji pod bramką przeciwników. Zespołem, który jak w czwartek złapał Belgów, to nie wiedzieli gdzie są. Trzeba meczem zarządzać. Można mieć poczucie, że Jaga zdominowała spotkanie, ale co znaczy "dominować"?. W moim przekonaniu to znaczy: "kreować sytuacje". Szacun za pracę, jaką wykonują. Z kim by się nie mierzyli, grają tak samo - przyznał Czubak.
- Ideą było to, by nie poświęcać za wielu zawodników do pressingu, a przesuwać zespół cały tak, by ułatwiać odbiory. I takie odbiory miały miejsce. Kwestią czasu było to, co wydarzyło się pod koniec meczu. Wiedziałem, że posiadam jakościowych zmienników i to pomoże - dodał.
Trener łódzkiej drużyny w niedzielnym meczu od początku posłał do gry Noah Diliberto w linii obrony, a w drugiej połowie wpuścił na boisko Fabio Nunesa, który w tym sezonie jeszcze w ogóle nie pojawił się na placu gry.
- Chcę dawać możliwość gry ludziom, którzy w treningu wyglądają bardzo dobrze. Noah wyglądał bardzo dobrze przed Radomiakiem - nie wszedł na boisko. Wyglądał też bardzo dobrze przed meczem z Jagiellonią. Biorąc pod uwagę uraz Sypka, który wyłączył go z treningu najważniejszego, czyli tego na dużych przestrzeniach oraz to, że Noah nie załamał się tym, że nie wyszedł na boisko w Radomiu, zasłużył. To nie jest tylko moje odczucie. Rozmawiam z piłkarzami. Wykonał super robotę i zasłużył - wyjaśnił.
Choć pod wodzą Czubaka Widzew dalej nie wygrał meczu, zyskał szacunek kibiców, co widać i słychać było zarówno w ostatnim kwadransie spotkania, jak i tuż po jego zaskoczeniu. Sympatycy na Stadionie Miejskim przy al. Piłsudskiego w Łodzi podziękowali drużynie brawami za walkę nawet mimo porażki.
- Piłkarze zarobili coś więcej niż punkty. Jeśli pójdą w to - a mam poczucie, że idą i wierzą - nie ma szans, żeby to nam nie oddało - zakończył Patryk Czubak.
Pod jego wodzą zespół z Łodzi zagra jeszcze w najbliższą sobotę u siebie o 20:15 z GKS-em Katowice.