- Do momentu, w którym Radosław Pruchnik otrzymał czerwoną kartkę, nie mam w zasadzie pretensji do drużyny. Byliśmy blisko siebie i wyprowadzaliśmy szybkie akcje. Mieliśmy po nich cztery czyste sytuacje, z którym minimum dwie powinniśmy zamienić na bramki. Wtedy nawet osłabieni bylibyśmy w zupełnie innym położeniu - zanalizował Jurij Szatałow.
W dziesiątkę Górnik nie był już w stanie naciskać Kolejorza tak mocno jak przy równych składach. - Przeciwko dobremu zespołowi trudno grać mając jednego zawodnika mniej. Zaczynają się wtedy błędy i przez to padają gole. Szkoda, bo przez większą część gry wyglądaliśmy naprawdę solidnie, a nie przełożyło się to na punkty - dodał.
Wielu obserwatorów spodziewało się łatwej przeprawy Kolejorza dzięki otwierającej bramce Macieja Gajosa, która padła już w 5. minucie. - Przespaliśmy nieco początek pierwszej i drugiej części. Nie powiedziałbym jednak, że zabrakło nam zdrowia. Głównym problemem w tym spotkaniu była kiepska skuteczność - zakończył Szatałow.
Mimo porażki w Poznaniu Górnik zachował miejsce w górnej połowie tabeli, a nad Lechem ma osiem punktów przewagi.