Pechowy sezon rybniczanie mają za sobą. W nowym, kibice nie zwątpili w zawodników, wspierając ich w meczu w Zambrowie oraz u siebie, gdy ROW pokonał Legionovię Legionowo (3:2).
[ad=rectangle]
- Gramy dla kibiców. Inaczej sport byłby bez sensu. Chcielibyśmy ich na stadionie jak najwięcej. Ostatnimi spotkaniami ich nie rozpieszczaliśmy. Gdybyśmy grali tak jak z Legionovią, to kibiców powinno być więcej. I tak dopisali, pomimo czasu wakacyjnego i prowadzili fajny doping. Myślę, że dopasowaliśmy się do nich - uważa Mariusz Muszalik.
W pierwszym domowym starciu kibice z Gliwickiej zaprezentowali wymowny napis, który ma być wyrazem wsparcia dla piłkarzy. - Trudno było tej flagi nie zauważyć. Nie zapomnieliśmy o minionym sezonie. Pamiętam nawet sezon z czasów gry w Piaście Gliwice, kiedy spadliśmy z ekstraklasy. Wystarczyło wygrać. Do dzisiaj siedzi mi to w głowie, a minęło już kilka lat. Pamiętam, że uciekły nam ekstraklasowe kontrakty, czy pieniądze. W Rybniku też uciekły nam lepsze pieniądze i I liga. To do końca będzie w nas siedzieć, ale musimy grać dalej i znowu przekonać do siebie ludzi, że chcemy walczyć. Z pewnością po rundzie jesiennej będziemy mądrzejsi - dodaje kapitan śląskiej ekipy, który do siatki przeciwnika trafił w drugim spotkaniu z rzędu.
W ubiegłym roku Muszalikowi także dopisywała skuteczność. Zdobywanie ośmiu bramek 35-latek zaczął dopiero w siódmej kolejce. Teraz pomocnik trafia już od pierwszego ligowego pojedynku. - Nie zapeszajmy. Jestem a boisku po to, by strzelać bramki. Gram na pozycji numer 10, która daje dużo możliwości do zdobywania goli. Oby szczęście mi dopisywało, żebym mógł ciągle znajdować się w sytuacjach strzeleckich. Jestem w stanie ciągnąć zespół do przodu. Duża w tym zasługa Marka Gładkowskiego, który rozrywa linię obrony, przez co mi jest troszeczkę łatwiej. Mam nadzieję, że przy dobrej współpracy z napastnikiem uda mi się jeszcze trochę tych bramek strzelić - zapowiada Muszalik.
Bardziej niż na straszeniu najbliższego rywala - GKS-u Tychy, zielono-czarni skupiają się na własnych mankamentach. - Nikt nie życzy sobie takich końcówek jak w meczu z Legionovią. Przez przypadek mogło skończyć się źle. Mamy o to dużo pretensji do siebie, bo byliśmy drużyną zdecydowanie lepszą. Musimy wziąć się do roboty, bo to nie zdarza się pierwszy raz. W tamtym sezonie potraciliśmy kilka punktów w końcówkach. Tracimy za dużo bramek. Nie możemy fundować sobie takiej nerwowej końcówki, gdy kontrolujemy spotkanie - kończy pomocnik ROW-u.