- Pierwsza część w naszym wykonaniu była nieudana. Od czasu do czasu przechodziliśmy do przodu i wydawało się, że nastąpi przebudzenie, ale to były pozory, bo sami nie wierzyliśmy, że możemy coś ugrać. Dopiero przerwa, w której powiedzieliśmy sobie kilka mocniejszych słów, spowodowała, że w drugiej połowie było już lepiej - stwierdził Rafał Grodzicki.
W 78. minucie podopieczni Waldemara Fornalika zdobyli bramkę kontaktową (po rzucie karnym wykorzystanym przez Filipa Starzyńskiego) i w ostatnim kwadransie mogli nawet wywalczyć remis. - W moim odczuciu Lech w końcówce bronił się jak tylko mógł, próbował się utrzymać przy piłce, ale w większości sytuacji lądowała ona u bramkarza, a on musiał szukać długich zagrań. Dużym plusem w naszej postawie po zmianie stron były zwycięskie pojedynki główkowe, co pozwalało nam stwarzać sytuacje - dodał doświadczony defensor.
[ad=rectangle]
Ogólna ocena występu Niebieskich nie jest jednak zbyt wysoka. - Można oczywiście chwalić Lecha i jego bramkarza za dobre interwencje, ale tego dnia my spisaliśmy się słabo - zaznaczył Grodzicki.
Przed niedzielnym starciem Ruch miał na koncie sześć wyjazdowych porażek z Kolejorzem z rzędu. Czy ta niekorzystna statystyka mogła jakoś usztywnić drużynę? - Przed spotkaniem powtarzaliśmy sobie, że to nas nie może sparaliżować i wpłynąć na naszą grę. Jak widać jednak - zwłaszcza biorąc pod uwagę pierwszą połowę - miało to spore znaczenie. Żałujemy, bo przed przerwą pozwoliliśmy Lechowi na zbyt wiele. W drugiej części wypadliśmy już nieźle, ale to dało nam tylko bramkę kontaktową - zakończył.
Jak byście zagrali w pierwszej połowie tak jak w drugiej to różnica byłaby taka, że nie skończyłaby się ona 2:0, a 4:0.
Najgroźniejszy to Ruch Czytaj całość