Obecny szkoleniowiec Górnika Łęczna prowadził bydgoski zespół w latach 2012/2013. Został zwolniony po serii kiepskich meczów w połowie rundy wiosennej w 2013 roku, po czym drużynę przejął Ryszard Tarasiewicz, który z Zawiszą później awansował do T-Mobile Ekstraklasy i zdobył z nim Puchar Polski. Jurij Szatałow doskonale pamięta świetną atmosferę na stadionie przy ulicy Gdańskiej, kiedy niebiesko-czarnych wspierali najwierniejsi kibice.
[ad=rectangle]
Teraz to się zmieniło, a od ponad roku trwa konflikt pomiędzy właścicielem klubu Radosławem Osuchem i wspomnianymi fanami, wskutek czego na trybunach brakuje zorganizowanego dopingu. - Tak szczerze powiem, że na takim meczu czułem się jak na jakimś sparingu, który jest rozgrywany w Turcji lub Hiszpanii. Piłka nożna bez kibiców i ich dopingu naprawdę nie ma większego sensu. Futbol musi mieć po prostu swoją otoczkę i to bez dyskusji. Najlepiej to wygląda, kiedy jest ciepło i są pełne trybuny - powiedział krótko Szatałow.
Jego drużyna ma ciągle spore szanse na awans do czołowej ósemki. W drugiej połowie tabeli jak na razie panuje ogromny ścisk i walka będzie się toczyła zapewne do 30 kolejki, kiedy liga zostanie podzielona na dwie części. Zwłaszcza po udanej jesieni oraz kilku ciekawych zimowych wzmocnieniach, choć jeszcze na powrót do gry czeka kontuzjowany najlepszy strzelec zespołu Fiodor Cernych.
Opiekun Górnika ma jednak zdecydowanie inne plany. - Ja bym chciał zająć przede wszystkim pierwsze miejsce w lidze. Przecież każdy żołnierz w wojsku chce zostać generałem. Nie patrzę jednak tak daleko w przyszłość, gdyż uważam, że zawsze najważniejsze jest każde kolejne ligowe spotkanie i najbliższy rywal. Jeśli tych zwycięstw jest sporo, to zespół jest wyżej w klasyfikacji, choć na pewno chcemy trafić do tej spokojnej, bezpiecznej ósemki - zakończył Szatałow.