Cracovia uciera nosa krytykom i przekonuje niedowiarków

Bardzo dobrym występem w derbach Krakowa i świetną grą ze Śląskiem we Wrocławiu Cracovia uciera nosa krytykom i przekonuje niedowiarków, którzy na styl Pasów patrzyli z przymrużeniem oka.

Cracovia jako beniaminek T-Mobile Ekstraklasy wniosła do ligi nową jakość. Fundamentami gry drużyny Wojciecha Stawowego jest posiadanie piłki, gra na jeden, dwa kontakty i duża rotacja zawodników środkowej formacji. Po 9 kolejkach Pasy mają na koncie 11 punktów, co dla krakowskiego klubu jest wynikiem najlepszym od sezonu 2007/2008, ale ich dorobek byłby wyższy, gdyby lepsza była skuteczność graczy ofensywnych i mniejsza niefrasobliwość w grze obronnej.

Dość powiedzieć, że w statystyce posiadania piłki Cracovia ustępuje... tylko mistrzowi Polski i aktualnemu liderowi T-Mobile Ekstraklasy - Legii Warszawa. Średnia posiadania przez Pasy piłki w meczu to 57,1 procent przy 60,78 procent Legii. Co ciekawe, dwie drużyny pierwszej "8" po 9. kolejce, czyli Lechia Gdańsk i Wisła Kraków (aktualny wicelider) mają ten wskaźnik poniżej 50 procent.

Częstym zarzutem, ale używanym bez uzasadnienia, podnoszonym przy okazji komentowania gry Cracovii było to, że "samo posiadanie dla samego posiadania nic nie daje i Pasy nie stwarzają sobie sytuacji bramkowych". Pudło. Drużyna Stawowego ma czwarty dorobek, jeśli chodzi o liczbę oddanych strzałów - 132 (co daje średnią 14,67), a trzeci pod względem uderzeń w światło bramki - 50 (5,56 na mecz).

"Cierpliwość", "konsekwencja", "wytrwałość" - te słowa w szatni Cracovii odmieniane były przez wszystkie przypadki. Piłkarze Pasów długo byli niesprawiedliwie niedoceniani, a nawet krytykowani za sposób gry, bycie wiernymi tej "krakowskiej piłce". Może do zyskania ogólnej aprobaty brakowało im tak przekonującego zwycięstwa jak to ostatnie ze Śląskiem we Wrocławiu. Pasy pokonały WKS na jego terenie aż 3:0 i to ich najwyższe ligowe zwycięstwo wyjazdowe od... 30 lipca 2004 roku! To równocześnie najwyższa domowa ligowa porażka Śląska pod wodzą Stanislava Levego. Po takich meczach jak ten ze Śląskiem i derby Krakowa nikt już nie powie, że styl Cracovii jest nieefektywny, które to określenie samo w sobie jest nielogiczne, skoro Pasy w minionym sezonie awansowały w ten sposób do T-Mobile Ekstraklasy.

- Nawet nie pamiętam, kiedy taki sparing był, że wygraliśmy 3:0 (śmiech). Wiadomo, że gdyby Śląsk wykorzystał jakąś swoją sytuację, to wyglądałoby to inaczej, ale my tez mieliśmy niewykorzystane okazje. Z takiego spotkania może być zadowoleni i idziemy za ciosem - zapowiada Milos Kosanović.

- Też nie przypominam sobie takiego naszego zwycięstwa, tym bardziej na wyjeździe, ale musiało tak być, jeśli w 4. minucie rywal złapał czerwoną kartkę. To był idealny początek dla nas, choć było nerwowo po kilku dośrodkowaniach Śląska, ale to ich domena. Na szczęście uspokoiliśmy to i w drugiej połowie konsekwentną grą i wytrwałością w dążeniu do celu strzeliliśmy trzy bramki. Były sytuacje na więcej, ale nie zawsze tak jest, że wszystko się strzeli. Nie mamy co narzekać - 3:0 to fajny wynik. Musimy jednak wykorzystywać to, co mamy, bo są takie mecze, że tej skuteczności brakuje do szczęścia z trzech punktów - komentuje Krzysztof Danielewicz.

- Mam nadzieję, że przekonamy do siebie niedowiarków. Był dobry mecz z Wisłą, teraz dobry ze Śląskiem, ale wcześniej też graliśmy dobrze, choć bez szczęścia, a wiadomo, że spotkania oceniane są przez pryzmat wyniku. - Trochę czasu trzeba, żeby pewne tryby zaskoczyły i ja też go potrzebowałem. Już z Legią graliśmy bardzo dobrze, w pierwszych minutach mieliśmy świetne okazje i pewnie gdybyśmy wygrali, to wszyscy by mówili, że zagraliśmy dobrze - zauważa Dawid Nowak.

Zwycięstwo we Wrocławiu było pierwszym Cracovii po trzech kolejkach przerwy. - To jest piękno piłki nożnej, że coś może nie iść i w dwa tygodnie oblicze zespołu się odmienia. Już pierwsza połowa z Wisłą była dobra, a w drugiej ją totalnie zdominowaliśmy i ze Śląskiem było identycznie, choć Śląsk stworzył sobie kilka sytuacji w pierwszej połowie. Nasza druga połowa ze Śląskiem była jednak "firmowa" i skończyło się 3:0 - mówi Mateusz Żytko i dodaje: - W szatni było gorąco. Trener chciał nas zmobilizować w bardzo mocnych słowach. Przyszedł ten impuls od trenera i zareagowaliśmy pozytywnie.

- Nie pokazaliśmy jeszcze pełni swoich możliwości. Z Wisłą zagraliśmy nie do końca w tym naszym znanym stylu, ale adaptujemy się do sytuacji boiskowej. Jesteśmy elastyczni, choć bazą jest posiadanie piłki. Jeszcze parę miesięcy temu mieliśmy problem ze stwarzaniem takiej liczby sytuacji, ale rozwijamy się z każdym tygodniem - przekonuje Danielewicz, dla którego mecz ze Śląskiem był szczególny z tego względu, że jest rodzonym wrocławianinem: - Na stadionie byli rodzice z bratem, byli koledzy i dalsi znajomi. Choć nie zwracałem na to uwagi, to Wrocław to moje miasto, więc pewnie na trybunach wiele twarzy bym rozpoznał. Bardzo miło było zagrać w rodzinnym mieście - czułem się jak u siebie. Jakiejś specjalnej spiny nie było.

Komentarze (0)