Na tą sumę złożyło się 650 tys. zł za rozwiązanie dwuletniej umowy, premia za wicemistrzostwo kraju oraz odsetki. Kością niezgody pozostaje premia, gdyż w wicemistrzowskim sezonie Ryszard Tarasiewicz poprowadził Śląsk tylko w sześciu meczach (sprawa ma wylądować w sądzie). Następnie drużynę przejął Orest Lenczyk. Co na to wszystko Tarasiewicz?
- Ale ja wciąż byłem zatrudniony jako trener! Skoro mój kontrakt z winy klubu rozwiązał dopiero wydział szkolenia PZPN 6 czerwca 2011 roku, a więc już po zakończeniu sezonu, to dlaczego miałem nie walczyć o to, co mi się należało?! Natomiast nieprawdą jest, że domagałem się premii za poszczególne zwycięstwa. Pan mówi, że działacze mają do mnie pretensje. A w porządku z ich strony było odwołanie mnie ze stanowiska na 24 godziny przed meczem?! Ja na boisku przez lata zostawiałem dla tego klubu zdrowie. Potem jako trener sprowadziłem do drużyny kilkunastu bardzo dobrych zawodników i przygotowałem ich fizycznie. Na tej bazie mój następca doprowadził Śląsk do wicemistrzostwa. O tym się nie pamięta?! - powiedział Tarasiewicz w rozmowie z Super Expressem.
Ryszard Tarasiewicz nadal darzy Śląsk Wrocław wielką sympatią i liczy, że jeszcze kiedyś poprowadzi ten klub.
Cała rozmowa w Super Expressie.