Tak jak się można było spodziewać, zespół Metalurga Skopje przyjechał do Chorzowa głównie bronić bezbramkowego wyniku. Goście mieli nadzieję na strzelenie przy Cichej gola, który dawałby im doskonałą pozycję wyjściową przed rewanżem. I w 69. minucie tak się stało. Metalurg, który do tej pory nie oddał celnego strzału na bramkę Michala Peskovicia, objął prowadzenie po dość szczęśliwym uderzeniu Agrona Memediego. W tym momencie w obozie wicemistrzów Macedonii zapanowała euforia. - Jak się okazało to nie wystarczyło do osiągnięcia dobrego rezultatu - przypomniał po spotkaniu trener Metalurga Georgi Hristow.
Bramka zdobyta przez zespół ze Skopje dała gościom nadzieję na dobry wynik, ale jednocześnie była potężnym dzwonem otrzeźwienia dla Niebieskich. Chorzowianie w ostatnim kwadransie zdobyli trzy gole i to oni przed rewanżem znajdują się w dobrej sytuacji, mimo straconej na własnym stadionie bramki. - Strasznie jestem rozczarowany. Przez 72 minuty prezentowaliśmy się bardzo korzystnie. Później doszło do katastrofy. Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Chcąc awansować dalej, takich błędów nie możemy popełniać - denerwował się Hristow.
Trener Metalurga to były piłkarz. Szkoleniowiec wicemistrzów Macedonii przyznał, że zaskoczyło go tak duże zainteresowanie dziennikarzy czwartkowym pojedynkiem. - Z taką sytuacją po raz ostatni zetknąłem się w czasach, gdy byłem piłkarzem - wspominał z rozrzewnieniem.