Z Łodzi - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Gospodarze jak na razie nie mogą być zadowoleni z początku 2025 roku. W pięciu meczach uzbierali tylko dwa punkty. Ten ostatni pod wodzą tymczasowego szkoleniowca Patryka Czubaka, który ma prowadzić zespół aż do przerwy reprezentacyjnej. Tymczasem Duma Podlasia jest na fali. Nie dość, że cały czas liczy się w walce o obronę mistrzowskiego tytułu, to jeszcze w czwartek w 1/8 finału Ligi Konferencji rozbiła Cercle Brugge 3:0.
- Oglądałem to spotkanie. Jagiellonia to na pewno dobra drużyna, ale czasami rezultat nie odzwierciedla w stu procentach gry. Szanuję ich, ale nadszedł czas pokazać im, że jesteśmy gotowi na każdy mecz. Być może będą trochę bardziej zmęczeni, ale wszyscy jesteśmy profesjonalnymi piłkarzami, którzy nie potrzebują jakoś bardzo dużo czasu na regenerację - deklarował na konferencji prasowej przed meczem pomocnik Widzewa Juljan Shehu.
Przez pierwsze 19 minut i 10 sekund spotkania kibice czerwono-biało-czerwonych postanowili "uczcić" ciszą zadedykowaną właścicielowi klubu Tomaszowi Stamirowskiemu na "przemyślenie swoich poczynań". Chodzi o to, że chętnym do przejęcia klubu jest właściciel Panattoni Robert Dobrzycki, który złożył ofertę zakupu większościowego pakietu akcji, ale póki co bez odpowiedzi.
ZOBACZ WIDEO: Tak strzela syn legendy. Stadiony świata!
A w tym czasie białostoczanie zdołali już zapakować pierwszą bramkę. Po dośrodkowaniu byłego widzewiaka Kristoffera Hansena Mateusz Skrzypczak urwał się Polydefkisowi Volanakisowi i głową skierował piłkę w środek bramki. Niby był tam obok Rafał Gikiewicz, ale zrobił niewiele, by ten strzał obronić.
Gdy doping ruszył, piłkarze Widzewa... nadal nie ruszyli. Najbardziej aktywny po stronie gospodarzy był Lubomir Tupta. To on - jako napastnik - wykonywał sporo pracy w obronie przy odbiorze piłki, a w 23. minucie groźnym strzałem zmusił do interwencji Sławomira Abramowicza. Później jeszcze łodzianie mieli kilka rzutów różnych, ale do zagrożeń pod białostocką bramką nie dochodziło.
Jaga miała przewagę, jeśli chodzi o konstruowanie akcji, ale huraganowych ataków na bramkę Gikiewicza nie było. Choć z drugiej strony bramkarz Widzewa znów w 32. minucie niepewnie interweniował po strzale Darko Czurlinowa i gdyby nie brak obecności rywala w pobliżu, mogło się to skończyć stratą piłki.
Do przerwy goście prowadzili 1:0, a pierwszy kwadrans po niej to odważniejsze próby gospodarzy. Nie można wprawdzie mówić o sytuacjach klarownych, ale piłka znajdowała się dużo bliżej pola karnego przyjezdnych. Najbliżej celu był w 55. minucie uderzający z rzutu wolnego Sebastian Kerk, lecz za mało dokręcił piłkę i ta nie poleciała nawet w światło bramki.
Kolejne minuty to dalej przewaga widzewiaków i to coraz bliżej szesnastki, ale ich próby były blokowane lub lądowały nad bramką - tak jak na przykład strzał Tupty z 70. minuty. W międzyczasie obaj szkoleniowcy sięgnęli po to, co najlepsze z ławek - po stronie zespołu z Podlasia pojawili się Jesus Imaz (w przerwie), Miki Villar oraz Jarosław Kubicki. Z kolei w Widzewie weszli Fran Alvarez, Jakub Sypek czy Bartłomiej Pawłowski.
Pojawiły się stałe fragmenty gry. W 72. minucie Pawłowski huknął w mur, ale chwilę potem po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Sypek był już bliższy szczęścia i gdyby nie Sławomir Abramowicz, piłka trafiłaby przynajmniej w poprzeczkę. W odpowiedzi w 79. minucie z piłką w polu karnym znalazł się Jesus Imaz. Być może trafiłby do siatki, gdyby nie to, że nieczysto w nią trafił.
Lecz Widzew dalej próbował i był coraz bliżej. W 82. minucie świetną szansę miał wprowadzony po raz pierwszy w tym sezonie na boisko Fabio Nunes, lecz jego strzał odbił Abramowicz, a przy dobitce Said Hamulic trafił w słupek. Czerwono-biało-czerwoni nie mogli już być bliżej bramki wyrównującej.
Napór miejscowych trwał do samego końca. Na dwie minuty przed końcem czasu podstawowego strzelał Mateusz Żyro, ale w poprzeczkę. Zbierający drugą piłkę Jakub Sypek zza pola karnego trafił z kolei w obrońcę Jagiellonii. W doliczonym czasie gry Widzew miał jeszcze dwa rzuty rożne, gdzie w pole karne wybrał się nawet Rafał Gikiewicz, lecz jego vis-a-vis zachował finalnie czyste konto.
Ekipa z Białegostoku grająca w trybie ekonomicznym dowiozła zwycięstwo i zapakowała trzy punkty do... pociągu, którym wybrała się na mecz do Łodzi. Widzew - choć znów nie zapunktował - za postawę w niedzielnym spotkaniu z mistrzem kraju zasługuje na słowa pochwały, choć nie za skuteczność.
Widzew Łódź - Jagiellonia Białystok 0:1 (0:1)
0:1 - Mateusz Skrzypczak 8'
Składy:
Widzew: Rafał Gikiewicz - Marcel Krajewski, Mateusz Żyro, Polydefkis Volanakis, Peter Therkildsen - Noah Diliberto (57' Jakub Sypek, Marek Hanousek (69' Bartłomiej Pawłowski), Juljan Shehu, Jakub Łukowski (57' Said Hamulić) - Lubomir Tupta (80' Fabio Nunes), Sebastian Kerk (57' Fran Alvarez).
Jagiellonia: Sławomir Abramowicz - Tomas Silva, Mateusz Skrzypczak, Dusan Stojinović, Joao Moutinho - Leon Flach, Taras Romańczuk (61' Jarosław Kubicki), Bartosz Mazurek (46' Jesus Imaz) - Kristoffer Hansen (90+2' Oskar Pietuszewski), Afimico Pululu (69' Lamine Diaby Fadiga), Darko Czurlinow (61' Miki Villar).
Sędziował: Paweł Kwiatkowski (Warszawa).
Żółte kartki: Hanousek, Diliberto, Krajewski, Shehu (Widzew) - Stojinović, Kubicki (Jagiellonia).
Widzów: 16 768.