To nie są łatwe dni, tygodnie, a nawet miesiące dla Lechii Gdańsk. Za klubem od dawna ciągną się problemy finansowe. Paolo Urfer po ostatnim meczu z Widzewem Łódź przyszedł do szatni zespołu, pogratulował zdobytego punktu, a jednocześnie obiecał, że do końca tygodnia na kontach piłkarzy pojawią się zaległe pensje, a raczej pensja.
Parafrazując scenę z filmu "Kiler" - i bym teraz ku*** nie miał ręki.
W Lechii nie ma więc ani pieniędzy, ani też punktów, bo gdańszczanie przegrali w sobotę w Mielcu 1:2, tracąc decydującego gola w drugiej minucie doliczonego czasu gry (-----> RELACJA).
Lechia została totalnie zdominowana w drugiej połowie. Po pierwszej nie wyglądało to jeszcze źle z perspektywy zespołu Szymona Grabowskiego, Dominik Pila strzelił gola, natomiast po przerwie wróciły koszmary z przeszłości.
ZOBACZ WIDEO: Takie gole to rzadkość. Jego skutki mogą być bolesne
Niemniej, w Lechii są po tym spotkaniu wściekli na sędziego Sebastiana Krasnego. Na samym początku nie uznał prawidłowego (w ich ocenie) gola Maksyma Chłania, dopatrując się na powtórkach faulu Bohdana Wjunnyka we wcześniejszej fazie akcji, a w 58. minucie uznał trafienie Piotra Wlazły, który dwie sekundy wcześniej odepchnął wspomnianego Piłę.
23-latek nie ukrywał zdenerwowania tą sytuacją. Stal wyrównała i złapała wiatr w żagle.
- Muszę przyznać, że czuję się trochę okradziony. Przy naszym nieuznanym golu było lekkie trzymanie za koszulkę, a w sytuacji, gdy oni strzelają na 1:1, Wlazło odpycha mnie jeszcze mocniej i sędzia tego nie gwiżdże. Dla mnie jest to niezrozumiałe i nie mogę się z tym pogodzić, tym bardziej, że dokładnie to widział, bo patrzyliśmy sobie w oczy, gdy leżałem na murawie - grzmiał zawodnik Lechii.
Co oczywiście nie zmienia faktu, że gdańszczanie po raz kolejny zaprezentowali się mizernie w drugiej połowie. Stal była wyraźnie lepsza i zasłużyła na wygraną, natomiast błędy sędziego sporo jej w tym pomogły.
- Nie mogliśmy utrzymać się przy piłce i napędzaliśmy drużynę Stali. To kolejny materiał do analizy, musimy się nad tym głębiej zastanowić, bo zdarza się to po raz kolejny. Niedopuszczalne, żeby tak było również w kolejnych spotkaniach. Nie możemy cały czas popełniać tych samych błędów. Mogliśmy odskoczyć od strefy spadkowej i złapać większy oddech, a znowu do niej wpadliśmy. To był bardzo ważny mecz, ale to nie tak, że będziemy teraz zwieszać głowy - przyznał Piła.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty