Cóż to był za mecz. Emocje nie z tej ziemi i thriller trzymający w napięciu do ostatnich sekund. Trener Janusz Niedźwiedź może być zadowolony nie tylko z gry Stali Mielec, bo gospodarze wykreowali mnóstwo sytuacji w meczu z Lechią Gdańsk, ale i z wyniku. Gospodarze nie załamali się straconym golem w pierwszej połowie, ruszyli w pogoń i dopięli swego w doliczonym czasie.
Zwycięską bramkę zdobył rezerwowy Łukasz Wolsztyński, który pojawił się na boisku dosłownie kilkadziesiąt sekund wcześniej. Miał nosa trener Niedźwiedź. Wygrana gospodarzy choć w końcówce, to jednak jest w pełni zasłużona. Remis byłby odebrany ze sporym rozczarowaniem.
Samo spotkanie, jak na sobotę i godz. 12.15 obfitowało w emocje. Jeśli ktoś zapomniał, że pierwszy gwizdek zaplanowano tak wcześnie i choć chwilę się spóźnił, to mógł być zaskoczony, bo przez pierwsze pięć minut wydarzyło dużo. W jednej z pierwszych akcji Maciej Domański strzelił w słupek, a po chwili goście wyszli na prowadzenie.
To znaczy, tak się przynajmniej wydawało. Bohdan Wjunnyk ruszył do kontry, dograł do Maksyma Chłania i ten nie pomylił się z kilku metrów. Sędzia Sebastian Krasny początkowo uznał bramkę, dał gospodarzom sygnał do rozpoczęcia gry od środka, ale po sekundzie się zreflektował i pobiegł do monitora. W konsekwencji bramki nie uznał, dopatrując się przewinienia Wjunnyka.
ZOBACZ WIDEO: Takie gole to rzadkość. Jego skutki mogą być bolesne
Sam faul mógł być, choć z gatunku tych miękkich. Natomiast pozostaje kwestia tego wznowienia gry. Kontaktowaliśmy się z jednym z byłych sędziów międzynarodowych i odpowiedź była jasna: sędzia nie ma prawa udać się do monitora, gdy użył gwizdka i dał sygnał do rozpoczęcia gry. Był to więc oczywisty błąd.
I teraz tak: Stal była wyraźnie lepsza. Atakowała prawą stroną, lewą, środkiem. Akcje mogły się podobać, Lechia często nie nadążała, ale trener Niedźwiedź ewidentnie musi zaordynować swoim zawodnikom jakiś trening strzelecki, bo to aż niewiarygodne, że udało się zdobyć tylko dwie bramki. W sumie gospodarze oddali 27 strzałów (przy trzech ze strony Lechii).
Była sytuacja Serhija Krykuna, ale nie trafił do pustej bramki. Były dwa słupki (strzały Macieja Domańskiego i Roberta Dadoka), była kapitalna szansa Ilji Szkurina, wybicie piłki z linii bramkowej.
Niemniej wspomniany błąd sędziego z początku - jak się okazało - wpłynął na końcowy wynik. Wprawdzie Lechia wyszła na prowadzenie, bo po ładnej akcji już w pełni prawidłowego gola strzelił Dominik Piła, natomiast później grała już wyłącznie Stal i ostatecznie dopięła swego, dzięki czemu przeskoczyła Lechię w tabeli i wydostała się ze strefy spadkowej kosztem gdańszczan.
Stal Mielec - Lechia Gdańsk 2:1 (0:1)
0:1 Dominik Piła 38'
1:1 Piotr Wlazło 58'
2:1 Łukasz Wolsztyński 90+2'
Składy:
Stal: Jakub Mądrzyk - Robert Dadok, Piotr Wlazło, Mateusz Matras (78' Petros Bagalianis), Marvin Senger, Krystian Getinger - Maciej Domański (90+1' Łukasz Wolsztyński), Matthew Guillaumier, Karol Knap (66' Koki Hinokio), Serhij Krykun - Ilja Szkurin (78' Ravve Assayag).
Lechia: Szymon Weirauch - Dominik Piła, Bujar Pllana, Elias Olsson, Miłosz Kałahur - Kacper Sezonienko, Iwan Żelizko, Anton Carenko (70' Loup-Diwan Gueho), Rifet Kapić, Maksym Chłań (86' Louis D'Arrigo) - Bohdan Wjunnyk.
Żółte kartki: Knap, Guillaumier (Stal) oraz Pllana (Lechia).
Sędzia: Sebastian Krosny (Kraków).
z Mielca Tomasz Galiński, WP SportoweFakty