Scena jest dosyć wymowna. Gdy pytamy osoby decyzyjne z "France Football" - jeszcze przed "oficjalną" deklaracją, że sprawa przyznania "Lewemu" statuetki za rok 2020 nigdy nie była dyskutowana - pierwszą reakcją jest totalne zdziwienie. A zaraz potem pytanie: kto stoi za podsycaniem tematu, który nigdy nie istniał.
Kula śniegowa uruchomiona po słowach Polaka dla "Bilda" - że chętnie przyjmie nagrodę, nawet po czterech latach - i bez krępacji podłapana przez katalońską prasę bez elementarnej weryfikacji u źródła, z impetem zderzyła się ze ścianą. Po raz kolejny.
Nie, żadne plotki na temat uhonorowania Lewandowskiego Złotą Piłką nie krążą. Ani nigdy nie krążyły. Nawet trzy lata wcześniej, gdy temat był najbardziej gorący, a Lewandowski wciąż w samym topie światowego futbolu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: głośno o polskim bramkarzu. Zobacz, co wyrzucił w trybuny
Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi - choć chcielibyśmy, żeby było inaczej - instytucja Złotej Piłki ma niepodważalną renomę i pozycję i musiałoby dojść do niebywałego wstrząsu, aby zmieniać zasady dla Polaka. Na dzisiaj nic takiego nie pojawia się nawet w najbardziej śmiałych planach, co wprost usłyszeliśmy od źródła bezpośrednio związanego z organizacją plebiscytu.
Bo niby jak miałoby to wyglądać? I na jakiej podstawie przyjąć, że akurat Lewandowski powinien zgarnąć statuetkę za rok 2020? Wydaje się, że miał wtedy zdecydowanie największe szanse. Bo potrójna korona z Bayernem, bo król strzelców Ligi Mistrzów, Bundesligi i jeszcze Pucharu Niemiec. Ale pewność? Nie takie rzeczy w Złotej Piłce się zdarzały. W 2000 roku Zinedine Zidane miał autostradę do Paryża po wygranym Euro. Na finiszu przegrał z Luisem Figo.
Rzecz najważniejsza, na którą wielokrotnie zwracały nam uwagę źródła we "France Football". I zwracają również teraz. Aby wyłonić zwycięzcę, konieczne byłoby głosowanie jurorów. Jest oczywiste, że dzisiaj zrobić się tego już nie da.
Nieoficjalnie wiemy, że relacje osób odpowiedzialnych w ostatnich latach za Złotą Piłkę z Lewandowskim są bardzo kurtuazyjne. Chyba można nawet powiedzieć, że wybiegają poza standardy z zawodnikami ze światowego topu. Ale to nic nie zmienia.
Kontrowersje są wpisane w DNA Złotej Piłki
Złota Piłka nie jest sprawiedliwa. To jasne. Lewandowski nie jest pierwszym i na pewno nie ostatnim zawodnikiem, który może być zawiedziony wynikami plebiscytu. Nawet więcej - kontrowersje są wpisane w DNA Złotej Piłki. Plebiscyt z nich żyje.
Wynika to poniekąd z samej natury głosowania - pretendentów jest wielu, ale wygrać może tylko jeden. Czy naprawdę Andres Iniesta nie zasłużył na nagrodę w 2010 roku, po największym triumfie Hiszpanii na południowoafrykańskim mundialu. Albo nikt inny, choćby Xavi Hernandez, obecny trener "Lewego" w Barcelonie, przez całe czterolecie 2008-2012, gdy "La Roja", wygrywała wszystko, co się dało, mając w składzie plejadę artystów? Czy i tak musiał wtedy wszystko zgarniać Messi? Albo czy Thierry Henry po znakomitym roku 2003 nie powinien odebrać statuetki?
Idźmy jeszcze dalej, do samych początków. Alfredo Di Stefano został ewidentnie skrzywdzony, gdy zamknięto przed nim drzwi w wyścigu po kolejną Złotą Piłkę, bo nagle w regulaminie pojawiło się, że kto raz był laureatem, to mu już wystarczy. Na szczęście taki zapis po roku zniknął.
Ktoś powie: ale przecież Pele i Diego Maradona dostali po latach to, na co zasłużyli - honorowe statuetki. Stało się tak, bo w czasach, gdy grali, zasady nie przewidywały nagradzania piłkarzy spoza Europy. Wszystko się zgadza.
Ale przyznajmy: to zupełnie inna kategoria legend futbolu. Bez żadnego porównania z kimkolwiek. Lewandowski takiej pozycji nie ma i miał nie będzie, nawet jeśli jego dokonania w ostatnich kilkunastu latach mogą budzić tylko podziw.
Wszyscy kręcą nosem, każdy chce tam być
Kiedy redakcja FF popełniła być może największy błąd z Lewandowskim? Wtedy, gdy nie zasugerowano jednoznacznie w 2021 roku, że należy wziąć pod uwagę dokonania z dwóch lat, właśnie dlatego, że wcześniejsza edycja została odwołana. Gdy pytaliśmy o to wtedy ówczesnego szefa France Football, odżegnywał się od takiego pomysłu, w tym roku - reagując na kontrowersji związane z porażką Lewandowskiego z Messi w edycji 2021 - tylko nam to powtórzył.
Paradoks Złotej Piłki polega na tym, że niemal wszyscy myślą o niej najczęściej źle - zawiedzeni wynikami, rozczarowani miejscem ("le cabaret" Lewandowskiego z 2016 roku przeszedł już do legendy) - ale gdy tylko wysyłane są zaproszenia do teatru Chatelet, każdy chce tam być.
Bo to bling-bling dzisiejszego futbolu w czystej formie.
Można zdobywać Ligę Mistrzów, można być niezliczoną liczbę razy królem strzelców, można wygrywać plebiscyty FIFA, ale złote zgłoski w historii Złotej Piłki mają szczególną wymowę. A w przypadku Polaka zadra jest najwyraźniej ogromna, skoro sam wywołuje temat. Na tym również polega dramat Lewandowskiego.
Lobbing za nagrodą dla Polaka wypłynie jeszcze z innej strony?
Chyba że... Pozostając w retoryce, której kontury mimowolnie nakreślił Lewandowski, "krążą plotki", że jest jeszcze jedna szansa. Od kolejnej edycji Złotej Piłki "France Football" łączy siły z UEFA, a to może oznaczać, że lobbing za nagrodą dla Polaka niechybnie wypłynie z innej strony. A czemuż by nie - dla przykładu - przy okazji zakończenia kariery, co nastąpi siłą rzeczy wcześniej niż później?
Ale przyznajmy od razu bez bicia: całkowicie to sobie wymyśliliśmy. Żeby podtrzymać nadzieję, która - w obliczu faktów - już dawno umarła.
Przynajmniej do następnej akcji pod hasłem: "przyznajcie w końcu Lewandowskiemu tę cholerną Złotą Piłkę!".
Remigiusz Półtorak, dziennikarz Wirtualnej Polski