Gdy polscy piłkarze schodzili do szatni na przerwę, kibice buczeli i gwizdali. Chwilę wcześniej Grzegorz Krychowiak przy próbie podania trafił piłką w swoją rękę i trybuny jęczały, słychać było dużą frustrację. A kilkanaście minut wcześniej ponad pięćdziesiąt tysięcy kibiców zamarło, na Stadionie Narodowym zrobiła się cisza.
Joannes Bjartalid wbiegł w pole karne Polaków, ograł prostym zwodem na zamach dwóch naszych obrońców i przed nim był już tylko Wojciech Szczęsny. Gracz Wysp Owczych jednak za mocno wypuścił sobie piłkę, polscy zawodnicy uratowali się w ostatniej chwili.
Była to druga dobra okazja gości. Wcześniej Joan Simun Edmundsson uderzył z bliska głową, ale Szczęsny obronił.
To były trzy kwadranse pod znakiem rozkładania rąk przez Piotra Zielińskiego, wskazówek od selekcjonera, jak przedrzeć się przez obronę gości i powolnego rozgrywania piłki przez drużynę Fernando Santosa. Co gorsza, rywale nie wyglądali na spiętych. Spokojnie wymieniali podania od własnej bramki i kiedy mieli trochę miejsca z przodu, szukali swojej szansy.
W naszej drużynie z każdą minutą widać było nerwy. Robert Lewandowski nie był w stanie ograć przeciwnika, Piotr Zieliński podawał bardzo niecelnie. Z czasem pojawiały się wzajemne pretensje naszych zawodników.
Do przerwy bramkę Wysp Owczych zaatakował groźniej Zieliński. Jego strzał głową odbił na rzut rożny Mattias Lamhauge. I to tyle. Oprócz tej akcji polscy zawodnicy starali się zaskoczyć rywali zagrywając górne piłki za plecy obrony, ale taki styl był na rękę dobrze grającym w powietrzu Farerom.
Po przerwie dalej nic się nie układało, a może nawet jeszcze bardziej zaczęło zgrzytać w naszym zespole. Bliski gola był Lewandowski, po strzale głową trafił w poprzeczkę, jednak był to tylko przerywnik w niezrozumiale wolnej, jednostajnej i pozbawionej pomysłu grze.
A gdy Lewandowski po godzinie gry wyszedł sam na sam z bramkarzem Wysp Owczych i totalnie się zagubił, to wydawało się, że tego wieczoru już nic Biało-czerwonym nie wyjdzie.
Mecz z Wyspami Owczymi miał otworzyć w polskiej kadrze nowy etap. Drużyna miała pokazać inną jakość, niż w czerwcu w Kiszyniowie (porażka z Mołdawią 2:3). Doszło jednak do tego, że na Stadionie Narodowym zapanowała euforia, gdy sędzia meczu ruszył do ekranu zweryfikować, czy obrońca Wysp Owczych zagrał piłkę ręką we własnym polu karnym. Była to pierwsza sytuacja, która ucieszyła ludzi na trybunach.
Polska kadra otrzymała rzut karny, Lewandowski oddychał głęboko, jak w saunie, ale pewnie wykorzystał jedenastkę. W innych okolicznościach drużyna Fernando Santosa nie potrafiła znaleźć sposobu na zespół zajmujący 129 miejsce w rankingu FIFA mający w składzie elektryków, bankierów i graczy traktujących piłkę jako dodatek do codziennej pracy.
W końcówce meczu wynik ustalił Lewandowski. Po ładnym, technicznym strzale, przelobował Mattiasa Lamhauge i Polacy wygrali 2:0.
Polska - Wyspy Owcze 2:0 (0:0)
1:0 - Robert Lewandowski 73'
2:0 - Robert Lewandowski 83'
Polska: Wojciech Szczęsny - Tomasz Kędziora, Jan Bednarek, Jakub Kiwior, Bartosz Bereszyński (59. Sebastian Szymański) - Michał Skóraś, Grzegorz Krychowiak (80. Damian Szymański), Piotr Zieliński, Jakub Kamiński (87. Kamil Grosicki) - Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik (59. Karol Świderski).
Wyspy Owcze: Mattias Lamhauge - Gilli Rolantsson Sorensen, Hordur Askham, Odmar Faero, Sonni Nattestad, Viljormur Davidsen - Solvi Vatnhamar - Rene Joensen, Gunnar Vatnhamar, Joannes Bjartalid - Joan Simun Edmundsson.
Widzów: 54 129
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: najpierw tylko się przyglądał, a potem... Co za historia!