Nastroje wokół piłkarskiej reprezentacji Polski i PZPN są najgorsze w ostatnich latach. Związek i kadra nie miały tak złej passy od 2009 roku, gdy rozczarowani działaniami piłkarskiej centrali kibice założyli stronę "koniec PZPN" i przeprowadzili akcję "Pusty Stadion", która skończyła się całkowitym bojkotem meczu Polska - Słowacja. Wtedy na Stadionie Śląskim trybuny świeciły pustkami, teraz część kibiców też nawołuje, żeby powtórzyć tamtą akcję i zbojkotować wrześniowy mecz Polska - Wyspy Owcze na Narodowym.
PZPN i jego prezes są w poważnych opałach. Według naszych informacji, sam Kulesza jest zaskoczony, że ostatnie wydarzenia przyjęły tak zły obrót i na dodatek nabrały wielkiej dynamiki. Ale trzeba przyznać, że prezes związku solidnie na swoją sytuację zapracował. Afera goni aferę, opinia publiczna niemal codziennie jest karmiona nowymi doniesieniami o wpadkach, niezręcznościach czy gafach PZPN.
Kryzys wizerunkowy jest faktem, nikt już temu nie zaprzecza. Tyle tylko, że według naszych rozmówców związanych z piłkarską centralą i reprezentacją Polski, tu nie chodzi o kryzys wizerunkowy, a o kryzys zarządzania. Nasi informatorzy podkreślają, że tak źle nie było w związku nawet za czasów Grzegorza Laty, bo jego ratował sprawny sekretarz Zdzisław Kręcina. Tymczasem Kulesza, który wygrał wybory dzięki swojej popularności w środowisku piłkarskim, według naszych rozmówców, mocno się od tego środowiska zdystansował.
Na politycznej fali
- On się do teraz czuł bardzo pewnie. W gruncie rzeczy nie przejmował się przesadnie, ani aferą, jaka wybuchła po powołaniu na selekcjonera Czesława Michniewicza (711 połączeń z "Fryzjerem"), ani aferą premiową, ani aferą z ochoniarzem "Gruchą". Czuł się mocny, bo popłynął na politycznej fali, kiedy Polska odmówiła gry z Rosją w eliminacjach do katarskiego mundialu - opowiada nam jeden z działaczy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ma zaledwie 18 lat. Nowa gwiazda Realu już zachwyca!
Dodaje, że prezes raczej sam takiej strategii nie wymyślił, ale zaakceptował pomysł podrzucony przez polityków partii rządzącej. I na tym wygrał.
- A przecież było ryzyko, że FIFA ukarze nas walkowerem i dyskwalifikacją. Jednak kiedy dołączyły do nas federacje Czech i Szwecji, Polska bardzo zyskała jako lider buntu przeciwko dopuszczeniu Rosjan do rywalizacji sportowej. Kulesza też wygrał, bo szedł ręka w rękę z polityką rządu. Widzieliśmy go na zdjęciach z premierem, ministrem sportu, ważnymi politykami, bywał na ich imprezach. Wtedy był odbierany wręcz jako mąż opatrznościowy, ale dzisiaj - tuż przed wyborami - stał się wizerunkowym obciążeniem, więc jego pozycja nie jest już taka pewna - opowiada nam jeden z działaczy wysokiego szczebla.
W ocenie innej osoby z PZPN Kulesza stracił czujność, bo za wszystkie afery on sam do tej pory nie ponosił żadnych konsekwencji. Zaniepokoił się dopiero teraz, po aferze z zabraniem skazanego za korupcję Mirosława Stasiaka do samolotu kadry, lecącego do Kiszyniowa na mecz z Mołdawią. W związku zrobiło się gorąco po tym, gdy Rafał Brzoska zagroził zerwaniem kontraktu InPostu z PZPN, a w ślad za jego zdecydowanym oświadczeniem poszli też inni sponsorzy. Nie wyłączając z tego, co najbardziej bolesne, państwowego Orlenu.
Widmo utraty intratnych kontraktów i zagrożenie, że mecz z Wyspami Owczymi mógłby być zbojkotowany przez kibiców, według naszej wiedzy, naprawdę zadziałały na Kuleszę. Szuka wyjścia z tej sytuacji i chciałby poprawić swój wizerunek, przeprasza sponsorów, próbuje gasić niezadowolenie kibiców. To mocno spóźnione działania.
O co chodzi z komunikacją PZPN?
Komuś, kto nie śledzi uważnie życia piłkarskiej centrali, trudno pojąć, jak to jest, że tak bogata instytucja ma tak prowadzoną komunikację. Przecież PZPN stać na najdroższe nawet agencje PR, ma też własny departament komunikacji i mediów. Odpowiedzialna za niego jest Aleksandra Rosiak, która nie ma ostatnio dobrej prasy.
Nie ma wielkiego doświadczenia w PR kryzysowym. Może niewystarczająco zna też środowisko, w którym obecnie funkcjonuje.
- A nawet jeśli coś dobrego wymyśli, to nie zawsze jest w stanie się przebić z tym do Kuleszy, bo on chętniej słucha narracji z zewnątrz, ze sfer politycznych i od Publikonu - mówi nam anonimowo osoba z PZPN.
Oficjalnie agencja Publikon Sport jest wyłącznym partnerem marketingowym związku i odpowiada za kontrakty ze sponsorami. Firma przejęła ten łakomy kąsek po agencji SportFive, której twarzą był Andrzej Placzyński. Po ostatnich wpadkach komunikacyjnych PZPN, Publikon Sport zdecydowanie odciął się od sugestii, że ma cokolwiek wspólnego z tym zamieszaniem. "W zakresie współpracy z PZPN nie mamy obsługi PR, ani doradztwa komunikacyjnego" - poinformowała firma.
Kulesza rozgrywa
Że ośrodek decyzyjny jest w istocie poza związkiem, przekonuje to, że żaden z wiceprezesów PZPN nie wyrasta na wyraźny numer dwa w federacji.
- Kulesza jest bardzo niezgrabny w komunikacji, potrafi na konferencji przedstawiającej nowego selekcjonera pomylić imię trenera Santosa i zamiast Fernando palnąć "Felipe Santos", ale nie można prezesa nie doceniać. Ma swój sposób na wiceprezesów. Jak się któremuś wydaje, że jest mocniejszy niż inny, to Kulesza piłuje mu pazurki i nagle zaczyna stawiać na innego, żeby żaden z nich nie czuł się zbyt mocny. Prezes jest w to dobry, wystarczy sobie przypomnieć, jak w grudniu przez ponad dwa tygodnie przedłużał agonię Michniewicza nieustannie go łudząc, że przedłuży z nim umowę - opowiada nam działacz PZPN.
I dodaje: - Nie wiem tylko, czy Czarek orientuje się, że także w PiS są różne frakcje i podziały. Przychylność ministra sportu nie musi oznaczać przychylności premiera. Ten parasol polityczny - niezależnie od wyniku wyborów parlamentarnych w październiku - może być nagle złożony.
Co na to wszystko piłkarze?
Według naszych informacji, najbardziej ich męczy chaos i niedowład organizacyjny, bo są przyzwyczajeni w klubach do wyższych standardów. Ale informacje o tym, że kadrowicze byli zażenowani i oburzeni zachowaniem jednego z gości, który miał się ostentacyjnie całować ze swoją partnerką - w samolocie lecącym z Kiszyniowa - tuż obok siedzeń zajmowanych przez reprezentantów, są, według osób, z którymi rozmawiamy, nieco wyolbrzymione.
W piłkarskiej szatni najczęściej używanym narzędziem jest "szydera", więc i w samolocie raczej szydzą i kpią z folklorystycznych zachowań działaczy czy gości związku.
Na pytanie, co zawodnikom najbardziej przeszkadza w czasie tych podróży, dostajemy odpowiedź: - To, że ludzie łażą w nocy po pokładzie i przeszkadzają. Ktoś chce zrobić selfie, ktoś inny pogadać, nie zważając na to, że sam ma już trochę w czubie - opowiada członek kadry.
Dawniej tak nie było. Jak się dowiadujemy, jeszcze w czasach Adama Nawałki, selekcjoner dbał o to, żeby piłkarze mieli spokój. Była chwila na zdjęcia i autografy, ale trwało to kilka, kilkanaście minut, a nie przez cały lot.
Słynną wypowiedź Roberta Lewandowskiego o tym, że jego przyszłość w kadrze będzie zależała od tego, czy będzie miał jeszcze radość z gry w reprezentacji, interpretowano wyłącznie w aspekcie sportowym. Tymczasem okazuje się, że miała ona dotyczyć głównie kwestii organizacyjnych wokół kadry, które w ostatnim czasie zaczęły mocno kuleć.
Co dalej?
PZPN od dawna jest oceniany przez pryzmat głównie wyników reprezentacji. Gdy kadra zwycięża, kibice nie czepiają się działaczy. No ale teraz także piłkarze niesamowicie zawodzą. Porażki z Czechami i Mołdawią sprawiły, że Biało-Czerwoni już we wrześniowych meczach z Wyspami Owczymi i Albanią zagrają o życie. Tylko sukces sportowy może przykryć ostatnie wpadki i afery. Sęk w tym, że współpraca z Fernando Santosem też jest daleka od ideału. Właściwie od początku kadencji Portugalczyka trwa przeciąganie liny między selekcjonerem i jego sztabem a działaczami PZPN.
Na dodatek wszystkie wpadki Kuleszy są mocno punktowane przez środowisko Zbigniewa Bońka i zaprzyjaźnione z nim media. Czy to może być przygotowanie pod obalenie Kuleszy?
- Teoretycznie jest to możliwe, bo wyobraźmy sobie, że na pustym - z powodu bojkotu - Narodowym tylko remisujemy z Wyspami Owczymi, a kilka dni później przegrywamy z Albanią w Tiranie. Takiej klapy sportowej nie przykryje nawet najlepszy PR związku. Ale ja i tak jestem sceptyczny, bo przy tym systemie wyborczym, jaki obowiązuje w PZPN, następna elekcja wyłoni kolejnego Kuleszę lub kogoś podobnego. Tak to działa. Ale nie wybiegajmy zbyt daleko w przyszłość, bo już nie takie afery bywały w PZPN, a prezesi trwali. Boję się, że i tym razem wszystko się rozejdzie po kościach - mówi nam osoba związana z PZPN.
Dariusz Tuzimek
Czytaj więcej:
Nici z bojkotu. Kibice rzucili się na bilety, są problemy
A jednak. Szef InPostu dostał pismo od PZPN