Gdy miał siedem lat, spał w tym samym łóżku z rodzicami i siostrą, a zamiast budzika, najczęściej ze snu zrywały go bomby. W wojnie domowej, która wybuchła na skutek rozpadu Jugosławii, stracił ukochanego dziadka.
- W Makarskiej ulokowano nas w obozie dla uchodźców Djecje Selo. Byliśmy tam cztery miesiące, po czym w kwietniu 1992 roku przenieśliśmy się do Zadaru, gdzie jesienią miałem pójść do szkoły. Zamieszkaliśmy w hotelu Kolovare. Początkowo mieliśmy pokój na parterze - ja, siostra, mama i tata musieliśmy spać w jednym łóżku - zdradził w autobiografii Luka Modrić, najlepszy piłkarz poprzedniego mundialu. Teraz znów jest na dobrej drodze do tego, by powtórzyć z Chorwacją wynik sprzed czterech lat.
- Tak naprawdę nie potrafiłem wtedy zrozumieć, co się dzieje, ale czułem, że w moim otoczeniu zaszły poważne zmiany - tak jakby nasza normalność przestała nagle działać. Rodzice przestali wychodzić do pracy, a w ich rozmowach było coraz mniej żartów i beztroski. Bardzo się starali, aby było tak jak kiedyś, ale nie mogło być - wspominał i laureat Złotej Piłki 2018.
ZOBACZ WIDEO: Eksperci grzmią po doniesieniach o premii. "To skandal"
Nieustannie ucieka spod topora
Modrić mógł stać się jedną z dziesiątek tysięcy ofiar tamtej wojny. Potem jego los odmienił się o 180 stopni. Teraz żyje w luksusie, do którego doprowadziło go wiele lat ciężkiej pracy. Nic dziwnego, że chce przedłużyć pobyt na szczycie. To dlatego w Katarze żartował z chorwackimi dziennikarzami, prosząc ich o eliksir młodości.
Żeby uzmysłowić sobie, ile znaczą osiągnięcia Chorwata, wystarczy porównać go do Cristiano Ronaldo. Są rówieśnikami, ale aktualna forma Portugalczyka mówi nam: wieku nie oszukasz. A przecież chodzi o sportowca uchodzącego za tytana pracy i wzór prowadzenia się.
Tymczasem w wieku 37 lat to Modrić, a nie Ronaldo, należy do ścisłej czołówki na swojej pozycji. Walnie przyczynił się do tegorocznego triumfu Królewskich w Lidze Mistrzów. Pcha także do przodu reprezentację narodową, w której odgrywa pierwszoplanową rolę.
Kochają go i nienawidzą. Równocześnie
To jednak wcale nie przekłada się na uwielbienie, na które zdawałoby się, że powinna zasługiwać jego bogata kariera. Po prawdzie, Chorwaci nie przepadają za Modriciem. Nie wygwizdują go, gdy pojawia się na murawie, doceniają jego piłkarskie walory, ale gdy Luka schodzi do szatni, podejście fanów zmienia się.
Dlaczego? Otóż nie są w stanie wybaczyć głośnej afery, kiedy niezgodnie z prawem część pieniędzy z jego transferu z Dynama Zagrzeb do Tottenhamu trafiła na konto Zorana Mamicia - gangstera, przez lata terroryzującego chorwacką piłkę. By uniknąć podatku, Modrić (wprawdzie nie sam, a między innymi z Dejanem Lovrenem), zgodził się sporządzić z datą wsteczną klauzulę do umowy z Mamiciem, już po tym jak został sprzedany.
Następnie, by uniknąć podatku, pobrał pieniądze z konta (dostał 10,5 mln euro, a wypłacił 8,5 miliona), po czym wypłacone środki przekazał jednemu z członków rodziny bossa.
Mamić został skazany na sześć i pół roku więzienia, ale wyroku nie odbył, bo uciekł do Bośni, skąd nie groziła mu ekstradycja. Sam zawodnik przed sądem szedł w zaparte, że został zmanipulowany przez śledczych, przez co złożył nieprawdziwe zeznania i zarzekał się, że nie pamięta przytłaczającej większości faktów towarzyszących całemu zajściu.
"Nie pamiętam"
Kibice nigdy mu tego nie zapomnieli, na dowód czego można przypomnieć zachowanie jednego z nich, który cztery lata temu w trakcie mundialu w Rosji paradował w koszulce Realu Madryt oznaczonej numerem 10, ale zamiast nazwiska Modricia na plecach widniał napis: "Nie pamiętam".
Choć czas leczy rany, sytuacja Modricia pokazuje, że nienawiść i miłość dzieli cienka granica, a w tym przypadku nawet trudno mówić o takowej. Można to porównać do starożytnego obyczaju związanego z igrzyskami olimpijskimi. Jak na ich czas przerywano wszystkie wojny, tak kiedy Luka wybiega na murawę, kibice chwilowo zmieniają do niego stosunek.
Z jednej strony to hipokryzja, z drugiej trudno się dziwić. Chyba żaden chorwacki kibic nie zapomni, co ich najlepszy środkowy pomocnik w historii zrobił dla kadry podczas poprzedniego mundialu, na którym podopieczni Zlatko Dalicia zaszli do historycznego dla nich finału. Zresztą, bez sportowych argumentów nie zostaje się najlepszym graczem turnieju i nie otrzymuje się również Złotej Piłki, mimo że Vatreni musieli ostatecznie uznać wyższość Les Bleus.
W sercu "Barca", a na piersi biała koszulka
A Chorwat, choć jak na piłkarza wiekowy, ani myśli kończyć z ukochaną dyscypliną. Modrić zawsze szedł pod prąd. Wpierw nie pozwolił, żeby wojna zniszczyła jego życie, później stał się bohaterem wielkiego skandalu. Nawet ta jego historia klubowa jest nieco dziwna, bo jako młody chłopak w FIFIE chętnie grał Barceloną i otwarcie mówił, że to jego ulubiony klub i marzy, żeby w przyszłości ubrać jego koszulkę. Tymczasem stał się legendą odwiecznego rywala "Blaugrany".
Jak działać na przekór, to po wsze czasy. To chyba dywiza Luki, który niedawno stwierdził, że chętnie wystąpi w reprezentacji nawet na mundialu za cztery lata, a z gry w kadrze wbrew niektórym naciskom nie zrezygnuje tak długo, aż będzie jej potrzebny i nie skończą się powołania.
Pozostaje tylko przyklasnąć i życzyć powodzenia oraz z ciekawością obserwować, jak potoczą się losy Modricia. Może dokona czegoś niemożliwego i na lata zdominuje rekordy grania na wysokim poziomie, jako pomocnik już po czterdziestce? Czemu nie, bo przecież kto, jak nie on.
Największy sprawdzian, ale czy ostatni?
Niemniej, na razie 37-letni gracz ma przed sobą dokończenie misji Katar. On i jego koledzy staną przed szalenie trudnym zadaniem. Na drodze Chorwatów w ćwierćfinałowym spotkaniu stanie świetna Brazylia, zachwycająca swoją grą fanów na całym świecie. Jeżeli Vatreni chcą przynajmniej powtórzyć sukces sprzed czterech lat, muszą liczyć między innymi na kunszt i wielkie dni Modricia.
Jak do tej pory gra on nieźle (wszystkie mecze w jego wykonaniu portal Sofascore ocenił powyżej 7, na 10 możliwych punktów), ale brakło mu konkretów. Wprawdzie filar Realu rozprowadzał i napędzał akcje kolegów z głową, natomiast nie przełożyło się to ani na bramkę, ani na choćby asystę. Kiedy więc się przełamać, jak nie w kolejnej misji z gatunku impossible? Lepszej okazji prędko nie będzie.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Ćwierćfinał mistrzostw świata Chorwacja - Brazylia w piątek o godz. 16 czasu polskiego. Transmisja w TVP 1 i TVP Sport oraz na platformie Pilot WP. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.
Zobacz także:
- Katar za burtą mundialu. Niechlubne rekordy pobite
- Tak Marokańczycy zaskoczyli Belgów. Co za spryt!