Kiedy w czerwcu Jakub Kiwior pojawił się na zgrupowaniu reprezentacji, polscy kibice przeszukiwali Google w poszukiwaniu informacji na temat młodego obrońcy. Nawet Robert Lewandowski nie wiedział wiele na jego temat. Więcej TUTAJ.
Nic dziwnego, Kiwior wyjechał z kraju jako junior i nigdy nie miał kontaktu z polską ligą. Zaczynał w Anderlechcie, z którego przeniósł się na Słowację, a półtora roku temu niespodziewanie siegnęła po niego Spezii.
We Włoszech jego kariera przyspieszyła. Niespełna rok po debiucie w Serie A trafił do reprezentacji Polski i z miejsca stał się jej podstawowym zawodnikiem. Dziś po tego anonimowego jeszcze kilka miesięcy temu piłkarza w kolejce ustawiły się największe potęgi Serie A.
- Przede wszystkim Napoli, AC Milan i Juventus - zdradza Guido Lorenzelli, włoski dziennikarz, który zajmuje się Spezią. Wymienione kluby to kolejno aktualny lider Serie A, aktualny mistrz i najbardziej utytułowany klub XXI wieku.
ZOBACZ WIDEO: Ekspert tłumaczy radość po odpadnięciu z mundialu. "Poprzednie spotkania nas załamały"
- Kiwior jest też na liście zagranicznych klubów. Głównie z Anglii i Hiszpanii. Najkonkretniejsze jest Atletico Madryt - dodaje nasz rozmówca.
Spezia zapłaciła za Kiwiora 2 mln euro, ale nie ma już wątpliwości, że ubije na Polaku złoty interes. - Latem do klubu wpłynęła oferta z West Hamu United. 15 mln euro to było jednak za mało, by kupić Kiwiora - zdradza Lorenzelli.
22-latek jest świeżo po udziale w mistrzostwach świata. Polska awansowała do 1/8 finału, a on poza kilkoma błędami spisał się co najmniej przyzwoicie. Czy to oznacza, że zmieni klub już w styczniu?
- Szanse na jego odejście zimą praktycznie zerowe. Wyraźnie powiedział mi to dyrektor klubu Eduardo Macia. Żaden z piłkarzy nie odejdzie ze Spezii w styczniu - twierdzi Lorenzelli.
Ile Spezia chciałaby zarobić na Kiwiorze? - Obecnie to pomiędzy 20 a 25 mln euro - zdradza włoski dziennikarz.
Jeśli Spezii uda się tyle zarobić na lewonożnym stoperze, wówczas Kiwior zostanie najdroższym polskim obrońcą w historii. Od 2016 roku miano to nosi Kamil Glik, za którego Monaco zapłaciło wówczas Torino 16 mln euro.
Mateusz Byczkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz też:
Pilne spotkanie premiera z Lewandowskim
Nie mogło być inaczej. Wojciech Szczęsny może zostać sportowcem roku