Paweł Świder: Na co dzień prowadzi Pan firmę, podczas sezonu rajdowego weekendy spędza Pan na trasach RSMP i RPP. Dlaczego został Pan sędzią, a nie kierowcą?
Piotr Burdalski: Od zawsze bardziej czułem się organizatorem niż kierowcą. Lubię jeździć samochodem, ale bardziej pociąga mnie stanowisko osoby odpowiedzialnej za bezpieczeństwo. W tym się dobrze czuję, kształciłem się pod okiem pana Włodzimierza Łodziany, który był wielokrotnym komandorem Rajdu Kormoran.
Czyli nie chciał pan zostać kierowcą?
- Nie chciałem. Mój syn wielokrotnie mnie pytał, czy będzie mógł zostać kierowcą rajdowym. Odpowiadałem mu, że raczej nie, bo moje prywatne zdanie jest takie, że kierowcy mają nierówno pod sufitem, nie boją się niczego. Wszyscy wiemy, że rajdy to sport niebezpieczny.
Czym zajmuje się delegat do spraw bezpieczeństwa PZMot, za co jest odpowiedzialny?
- Delegat jest powoływany przez Główną Komisję Sportu Samochodowego, jest to osoba, która według regulaminu odpowiedzialna jest za bezpieczeństwo publiczności, osób oficjalnych i zawodników. Miesiąc przed rajdem otrzymuję wszystkie dokumenty związane z rajdem, sprawdzam je pod względem merytorycznym i oceniam. Mogę przekazać organizatorowi swoje uwagi. W trakcie rajdu sprawdzam poziom i stan zabezpieczenia zgodny z przedstawionymi dokumentami. Delegat jeździ po odcinku specjalnym na pół godziny przed pierwszym zawodnikiem.
Czy polscy kibice rajdowi różnią się w zachowaniu od kibiców z innych krajów?
- Różnica jest taka, że poza Polską kibice są bardziej zdyscyplinowani. W Polsce wciąż musimy uczyć kibiców przebywania w bezpiecznych miejscach na rajdzie. Dlatego wprowadziliśmy taśmy zielone i czerwone, aby każdy wiedział gdzie ma stać. Z biegiem czasu będziemy rezygnowali z tych taśm.
Podczas przejazdu przez oesy czasami trzeba się zatrzymać i uświadomić kibiców, że stoją tam, gdzie nie powinni. Co im pan wtedy mówi?
- W zależności od tego, jacy to kibice. Najłatwiej pracuje się z kibicami ubranymi w ubrania teamów rajdowych, oni wiedzą jak mają się zachowywać. Nie zawsze tak jest, na przykład dwa lata temu podczas Rajdu Orlen miejscowi ludzie witali rajdy u siebie, często to ludzie przypadkowi, z takimi osobami ciężko się pracuje. Takie osoby nie słuchają służb zabezpieczenia, nie stoją tam, gdzie powinni. W zasadzie kibice słuchają naszych uwag, bo wiedzą, że niezastosowanie się do naszych próśb grozi odwołaniem odcinka.
W jakich sytuacjach odwołuje pan odcinki specjalne?
- Ku temu są dwie możliwości. Pierwsza to jeśli organizator nie spełnił wymagań dotyczących zabezpieczenia zgodnych z planem zabezpieczenia, na przykład brak karetki, za mała ilość służb zabezpieczenia. Druga to kibice, media i ich niesubordynacja. Fotoreporterzy za wszelką cenę chcą robić jak najlepsze zdjęcia często stojąc w niebezpiecznych miejscach. Przyczyną odwołania może być także nieopanowanie tłumu tak, aby odcinek mógł się odbyć. Taka sytuacja miała miejsce np. podczas ubiegłorocznego Rajdu Elmot na Patelniach Walimskich.
Jak przebiega współpraca na linii delegat ds. bezpieczeństwa PZMot - załogi startujące w rajdzie?
- Bardzo różnie. Moja funkcja jest trochę niewdzięczna. Często porównuję to do pracy komornika, który musi wypośrodkować interesy obu stron. Niektórzy zawodnicy, szczególnie ci starsi są przyzwyczajeni do innych standardów zabezpieczenia. One muszą się zmieniać, aby rajdy były bezpieczniejsze. Jeszcze 10-20 lat temu wyglądało to zupełnie inaczej: tabuny kibiców stojące przy samej drodze, rozchodzące się tuż przed samochodem. Kiedy oglądam stare filmy nie chce mi się wierzyć w to, co się działo. Przyzwyczajeń niektórych kierowców nie da się wyprostować, ale generalnie nie jest źle.
Jak polskie rajdy pod względem bezpieczeństwa wyglądają w porównaniu z innymi krajami? Mamy się czego wstydzić?
- Absolutnie nie. Nasze rajdy porównywane są do europejskich rajdów o najwyższym poziomie. Trasy też mamy piękne, co przyciąga kibiców. Porównując nasze rajdy z południowymi sąsiadami to wypadamy lepiej. W Czechach w ubiegłym roku doszło do wypadków śmiertelnych - tam organizatorów zgubiła rutyna. U Niemców istnieje żelazny rygor, ale my nie mamy się czego wstydzić. W krajach skandynawskich rajdy odbywają się na najwyższym poziomie i od nich możemy się wiele nauczyć.
W informatorach rajdowych od pewnego czasu można natknąć się na obrazek nazwany "zasady bezpieczeństwa na rajdzie samochodowym". Czy taki sposób docierania do wyobraźni kibiców i dziennikarzy jest skuteczny?
- Tak, jest. Uruchomiliśmy stronę internetową pod patronatem Polskiego Związku Motorowego www.bezpiecznerajdy.pl. Na tej stronie znaleźć można wszelkie informacje na temat bezpieczeństwa w rajdach, tzn. jak bezpiecznie kibicować, gdzie stawać, jak się zachowywać. Opracowaliśmy dwa informatory: dla kibica i dla służb zabezpieczenia. Zalecam przeczytanie tych dokumentów przed wybraniem się na rajd. Szukamy różnych sposobów dotarcia do kibiców i mediów, aby ich uświadamiać. Praca z mediami przyniosła dobre efekty, teraz rozumiemy się bez słów i nie musimy ich bez przerwy instruować. Podobnie jest z kibicami - starsi kibice pilnują, aby ci, którzy rozpoczynają przygodę z rajdami zachowywali się odpowiednio.
Jak pan już wspomniał zespół bezpieczne rajdy.pl stworzył dwa informatory bezpieczeństwa: dla kibiców i dla sędziów. Czym one się różnią?
- W pierwszej części w informatorze dla kibiców są informacje o tym, jak bezpiecznie kibicować, w jakich miejscach stawać, co zabrać ze sobą na rajd w razie zmian pogody itd. To praktyczne informacje, które przydają się na rajdzie. W drugiej części znajdują się zasady udzielania pierwszej pomocy, bo uważam, że każdy powinien je znać na wypadek jakiegoś wydarzenia. Dalej są umieszczone wszystkie schematy zabezpieczenia odcinków specjalnych, aby kibice wiedzieli jak to wygląda technicznie. Drugi informator stworzony został dla sędziów zabezpieczenia. Mówi on o żelaznych zasadach jakie musi stosować sędzia. Jak postępować z kibicami - nie wolno być agresywnym, każdy nadjeżdżający samochód trzeba sygnalizować gwizdkiem i podniesieniem ręki itd. W dalszej części jest rubryka, w którą konkretna osoba wpisuje miejsce, gdzie dokładnie się znajduje, imię i nazwisko szefa sektora, w którym się znajduje. To wszystko jest po to, aby w razie jakiegoś zdarzenia można było dokładnie zlokalizować miejsce. Szybkość informacji jest najważniejsza.
Jest Pan członkiem AK Mazurskiego. Czego możemy się spodziewać po najmłodszym Automobilklubie w Polsce?
- Zwrócił się do nas Burmistrz Mikołajek z pomysłem na próbę rozbudowania sportów motorowych w regionie, żeby wykorzystać tor, który został wybudowany przy okazji Mistrzostw Świata w Mikołajkach. Przez większość roku stał pusty, więc powstał pomysł, aby równocześnie z przygotowaniami do tegorocznego Rajdu Polski założyć klub, który będzie się zajmował szkoleniem miejscowej ludności – na tym najbardziej nam zależy. Miejscowe osoby zabezpieczające odcinek to doskonałe narzędzie. Te osoby znają wszystkich dookoła, znają miejsca, które zabezpieczają i mogą sobie dać radę ze wszystkimi problemami jakie są na odcinku specjalnym. Chcemy umożliwić rozwój tego sportu w regionie, bo mamy ku temu doskonałe warunki.
Ma pan nadzieję, że Rajd Polski powróci do kalendarza Mistrzostw Świata?
- Mamy nadzieję, ale już wiemy, że w przyszłym roku nie będziemy gościli czołówki światowej w Polsce. Szkoda, bo jesteśmy przygotowani na ponowne zorganizowanie takiego rajdu. Zdajemy sobie sprawę, że niektóre sprawy są od nas niezależne i dlatego nie możemy zapewnić, że co rok, czy co dwa WRC będzie gościło na Mazurach.
Rozmowa przeprowadzona w studiu Radia UWM FM na potrzeby audycji "Z benzyną we krwi".