Rzut młotem to dziś biało-czerwone imperium. Wśród panów trzynaście najlepszych wyników sezonu mają Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki; u pań siedem pierwszych lokat to próby Włodarczyk. Ich znamy od lat. Każde poważne królestwo powinno jednak prosperować, rozrastać się, zdobywać nowe terytoria. Nic więc dziwnego, że przed mistrzostwami świata w Londynie do grona polskich nadziei medalowych dołączyły dwa kolejne nazwiska.
Nowe nadzieje
Malwina Kopron i Joanna Fiodorow dwa lata temu w Pekinie konkurs rzutu młotem kończyły na eliminacjach. Dziś są w zupełnie innym miejscu kariery. Do stolicy Wielkiej Brytanii przyjechały odpowiednio z piątym oraz szóstym (a po kwalifikacyjnej wpadce Gwen Berry nawet czwartym i piątym) wynikiem na świecie i odważnie zapowiadają walkę o podium.
- Jestem w życiowej formie - mówi bez ogródek Kopron. 22-latka z Puław w tym sezonie o 2,5 metra pobiła rekord życiowy i trudno się dziwić, że imponuje pewnością siebie. - Chcę mocno rozpocząć konkurs, tak jak lubię. Może rywalki trochę się tym speszą - zapowiada z szelmowskim uśmiechem.
Samą siebie przechodzi także Fiodorow. Kilkanaście dni temu w Cetniewie do życiowego wyniku dołożyła metr, a kwalifikację do poniedziałkowego finału załatwiła pierwszym rzutem.
ZOBACZ WIDEO Anita Włodarczyk: Chcę ustawić konkurs już w pierwszym rzucie (WIDEO)
Efekt Cybulskiego
Obie Polki to - podobnie jak Fajdek, Włodarczyk, a wcześniej Szymon Ziółkowski i Kamila Skolimowska - "produkty" trenera Czesława Cybulskiego. To on szlifował talenty, kreował gwiazdy, aż wreszcie... rozstawał się z nimi w atmosferze mniejszego bądź większego skandalu, zarzucając podopiecznym lenistwo, lekceważenie treningów lub brak postępów.
Kopron pracuje dziś w Puławach z dziadkiem, Fiodrow terminuje w Białymstoku u Malwiny Sobierajskiej. Zmiana wyszła wszystkim na dobre. Młociarki zrobiły krok do przodu i będą w Londynie walczyć o medale, a Cybulski - jeden z najwybitniejszych szkoleniowców w historii polskiej lekkoatletyki - może skupić się na realizacji marzenia i budowie stadionu na Ratajach.
Niepokonana w czterdziestu walkach
Życiowa forma Kopron oraz Fiodorow może być dla nas wisienką na torcie, bo w poniedziałek i tak cały świat będzie patrzył na Włodarczyk. Oficjalny program mistrzostw świata nazywa Polkę "event hero" i "najlepszą zawodniczką w historii rzutu młotem".
Oficjalny program iaaf nie ma wątpliwości. Event Hero. #London2017 pic.twitter.com/dxLesFRYyu
— Tomasz Skrzypczyński (@surmistrz7) 5 sierpnia 2017
31-latka nie ma konkurencji. Jest niepokonana od czterdziestu konkursów, tylko dla niej dostępna jest granica osiemdziesiątego metra. Kiedy po mistrzostwach Polski w Białymstoku pytaliśmy ją o Londyn przyznała, że samo zdobycie tytułu pozostawi u niej pewien niedosyt. Pełnię szczęścia da tylko rekord świata.
Walczy tylko z historią i samą sobą. Śrubuje wyniki, bo jest zawodniczką wybitną i startuje w konkurencji młodej. Kobiecy młot urodził się na początku lat dziewięćdziesiątych, a więc już po zakończeniu ery radzieckich siłaczy, którzy u panów wynieśli rekord globu na poziomy dla uczciwych atletów niedostępne.
Włodarczyk świetnie się w tej rzeczywistości odnajduje. Rekord biła już sześć razy. Czterokrotnie swój, jej wybitną passę w 2011 na kilka tygodni przerwała tylko Niemka Betty Heidler. Kolejne centymetry do 82,98 metra Polka ma dołożyć w Londynie. Gra jest warta świeczki, bo za rekordowy wynik na MŚ IAAF płaci 100 tysięcy euro.
Chula Vista, piekła nie ma
Dwukrotna mistrzyni olimpijska to osobowość nietuzinkowa. Niektórzy mówią nawet: "trudna". Jak większość wielkich postaci sportu. Kiedy przed mistrzostwami świata zagadujemy jednego ze znanych polskich lekkoatletów, czy po medalu będzie świętował i wypije z młociarką piwo, złośliwość zbywa milczeniem.
To między innymi efekt afery w Kalifornii. Cała Polska mówiła wówczas o piwie w lodówce, które zaowocowało wydaleniem kilku polskich zawodników z ośrodka treningowego w Chula Vista. Oskarżeni nie odżegnywali się od winy, ale Fiodorow na Facebooku wskazała, że przeprowadzka była efektem konfliktu z Włodarczyk i jej trenerem Krzysztofem Kaliszewskim.
Kilka dni później mistrzyni opowiadała Marcie Pietrewicz z Polskiej Agencji Prasowej o niezrozumiałej fali hejtu, która ją spotkała, oraz sugerowała prowokację.
Burza trwała przez kilkanaście dni, wszystko rozeszło się po kościach. Każdy poszedł w swoją stronę i dziś młociarki zbierają owoce solidnej pracy.
Pytanie: "Czy mistrzyni w Londynie obroni tytuł" to strzał obok tarczy. Nawet mając na uwadze kręte drogi, którymi zdarza się biec historii sportu, uczciwiej brzmią dwa inne: "Czy Włodarczyk pobije w Londynie rekord świata" oraz "Ile Polek stanie w poniedziałek na podium".
Fiodorow i Kopron życzymy więc medalu, a Włodarczyk rekordu. Nikt przecież nie chce, żeby mistrzyni wracała do kraju rozczarowana.