Korespondecja z Londynu. Ludzkie dramaty w zasięgu ręki

PAP/EPA
PAP/EPA

Niedziela nie była dla nas. Polacy nadal pozostają bez medalu na mistrzostwach świata. Nadzieje i poważne szanse na sukcesy wciąż są, jednak z bliska w dalszym ciągu częściej ogląda się w Londynie smutek.

- Tragedia po prostu! - wypalił do polskich dziennikarzy Marcin Lewandowski, którego chcieliśmy pochwalić za imponujący finisz w półfinale na 800 metrów. Polak zajął w nim trzecią lokatę. Był na siebie wściekły, bo na ostatnich metrach dał się wyprzedzić reprezentantowi gospodarzy i musiał w wielkich emocjach czekać na wyniki ostatniego półfinału.

Śledził go razem z nami, przed ekranami telewizorów ustawionych w strefie wywiadów. I choć człowiek wiele razy widział już złość sportowców, smutek z powodu nieudanego startu czy słabego występu, czy też radość ze zwycięstwa, dopiero widząc z bliska emocje temu towarzyszące, zdaje sobie sprawę, że dla niektórych to sprawa wręcz życia i śmierci.

- Nie no, na pewno będzie szybszy bieg. K... mać, no nie mogę. Ja pierdzielę... Dobra, jeszcze jest szansa. Kur... nie! Ehhh, no blisko, będzie bardzo blisko, będą decydowały setne. Weźcie sprawdźcie wyniki! - tyle udało się spisać z tego, co działo się podczas trzeciego biegu półfinałowego.

Zapis słów nie odda jednak tego, co działo się z samym Lewandowskim, który początkowo nie chciał, ale nie mógł powstrzymać się od śledzenia rywalizacji. Wszystko przy nerwowym przeskakiwaniu z nogi na nogę i chowaniu twarzy w dłoniach. Trudno będzie to wyrzucić z pamięci.

ZOBACZ WIDEO Iga Baumgart: Miałam chwilę zawahania, ale zacisnęłam zęby

Gdy pojawiły się oficjalne wyniki okazało się, że jego obawy były słuszne. Lewandowski został pierwszym zawodnikiem z listy tych, którym nie udało się awansować do finału. 30-letni facet, mający na swoim koncie tytuły mistrza Europy i rekordy Polski miał łzy w oczach, a wściekłość mieszała się ze smutkiem. - Trudno cokolwiek powiedzieć... - wydusił po chwili. Ile mu zabrakło? 0,1 sekundy.

Właśnie w Londynie można przekonać się, że sportowcy to wciąż ludzie. Walczący o swoje marzenia, chcący spełniać dziecięce sny. Nie tylko goniący za pieniędzmi, jak wielu by pewnie chciało, choć wynik sportowy akurat w tym sporcie mocno się z tym łączy. Brak finału czy medalu na danej imprezie często oznacza dla nich ogromne problemy finansowe, bo tutaj rzadko który zawodnik może liczyć na wsparcie sponsorów.

Nie ma tu miesięcznej pensji liczonej w dziesiątkach tysięcy złotych. Jest walka o każdy centymetr. Niczym w filmie "Any Given Sunday" - margines błędu jest tak mały, że o porażce czy sukcesie decyduje najmniejszy błąd. 0,1 sekundy.

Kilka godzin wcześniej bliska łez była także Justyna Święty, z której los zadrwił w tym roku okrutnie. Gdy osiągnęła życiową formę, doznała przypadkowej kontuzji kostki. Nie na treningu, nie podczas biegu, a schodząc po schodach. Następnie zrobiła wszystko, by zdążyć na MŚ. Wystartowała w eliminacjach, jednak wynik udowodnił, że zabrakło jej jeszcze kilku tygodni przygotowań.

Wiele smutku ale i jeszcze więcej złości mieli też w sobie Konrad Bukowiecki i Michał Haratyk. Polscy gladiatorzy nie zdobyli medalu w pchnięciu kulą i długo nie mogli pojąć, jak tego dokonali. - Spieprzyliśmy - ocenił pierwszy z nich. Czasami można godzinami rozprawiać, analizować, pisać tysiące znaków, a lepiej i tak odda to jedno mocne słowo.

W sobotę Sofia Ennaoui, w niedzielę Święty i Lewandowski. Jak dotąd oglądamy w Londynie jedynie łzy smutku. Najwyższy czas na łzy radości. A to, że w poniedziałek ze szczęścia rozpłacze się choćby Angelika Cichocka, wyjątkowo łatwo mi sobie wyobrazić.

Źródło artykułu: