Stanie w lodowanej wodzie, pokonywanie boso toru przeszkód i uniknięcie porażenia prądem, wspinaczka, nurkowanie czy zwisy na drążku. To tylko niektóre z "atrakcji", które doświadczyli uczestnicy show telewizji TVN "Mistrzowskie pojedynki. Eternal Glory".
W środę wyszło na jaw, że zwycięzcą programu został Adam Kszczot. Były dwukrotny wicemistrz świata w biegu na 800 metrów pokonał w rywalizacji m.in. Iwonę Guzowską, Radosława Majdana czy Igę Baumgart-Witan.
Były wybitny biegacz w finale okazał się lepszy od Jakuba Rzeźniczaka, byłego piłkarza m.in. Legii Warszawa i Karabachu Agdam.
- Czy zastanawiałem się nad przyjęciem propozycji? Tak, ale tylko chwilę - mówi nam Kszczot. - Przede wszystkim chciałem najpierw sprawdzić, o co w ogóle chodzi w tym programie, a ciężko było zdobyć materiały. Była więc pewna niewiedza. Okazało się to jednak super odmianą od prozy życia codziennego. Super było wrócić na jakiś czas do pewnej bańki, jaką jest sport. Czułem się trochę jak na obozie.
W rozmowie z WP SportoweFakty przekonuje, że zgodził się na udział w programie, bo wszystko było w nim prawdziwe. Nie brakowało ran, kontuzji i krwi.
- Blizny zostały do dziś, bo nie było tam nic na pokaz. Pewne drobne urazy i kontuzje się pojawiały, choć nikomu nic strasznego się nie stało. Bardzo było mi szkoda Damiana Janikowskiego, któremu na dalszy udział nie pozwoliło zdrowie - żałuje.
Były medalista olimpijski w zapasach musiał wycofać się z programu m.in. ze względu na problemy z ciśnieniem.
Program nagrywano na Peloponezie, więc część konkurencji odbywała się dosłownie w morzu. I właśnie one sprawiły Kszczotowi najwięcej trudności.
- Zdecydowanie najtrudniejsze dla mnie było pływanie i nurkowanie, to jest moja pięta achillesowa. Nie było wprawdzie takiego bólu jaki pamiętam z najcięższych treningów z czasów kariery, to inne doświadczenie, ale czułem spory dyskomfort.
Zwycięstwo to jedno, jednak legenda polskich biegów zapewnia, że największą wartością, jaką wyniósł z programu, to nawiązanie nowych relacji.
Kszczot: - Czego się o sobie dowiedziałem? Że horyzont jest znacznie szerszy, niż może się wydawać. Największą wartością wyniesioną z tego programu są dla mnie poznani ludzie, nowe znajomości. Nie ma nic cenniejszego niż relacje międzyludzkie. Rozmawiając z Radkiem Majdanem, brałem od niego mnóstwo mądrości, jaką w sobie ma. Podobnie jak z rozmów z Iwoną Guzowską czy Kubą Rzeźniczakiem. Każdy miał w sobie wartości, słuchając ich historii ciągle odkrywałem coś nowego. Potwierdziło się też, że sport to jedna wielka rodzina.
Choć 35-latek nie może narzekać na zbyt wiele wolnego czasu (jest mówcą motywacyjnym, pracuje w portalu bieganie.pl, komentuje zawody lekkoatletyczne w Polsacie Sport) to nie wyklucza, że w przyszłości rozważy udział w podobnym telewizyjnym show.
- Nie wykluczam tego. Dzięki temu odkrywam świat na nowo, jest to dla mnie nowe i fajne doświadczenie, nawet jeśli chodzi o pracę z kamerą. To bardzo mi się przyda - pracuję w portalu bieganie.pl, udzielam się komentatorsko czy podczas imprez lekkoatletycznych, więc przy okazji się rozwijam - zapewnia.
Kszczot nie ma też wątpliwości, że pojawienie się w programie telewizyjnym to dla niego szansa na dotarcie do szerszej grupy ludzi. A on chce im pomagać.
- Udział w takim programie to też dla mnie szansa, żeby dzielić się treściami z szerszą widownią. Gdy pracuję jako mówca motywacyjny, robię to za zamkniętymi drzwiami. Zawsze powtarzałem, że gdy dzięki mnie choć jedna osoba zmieni swoje życie, nawet po prostu zacznie biegać, to będę się czuł spełniony.
Adam Kszczot zakończył karierę w lutym 2022 roku. W jej trakcie zdobył dwa tytuły wicemistrza świata na otwartym stadionie, trzy złote medale na mistrzostwach Europy, złoto srebro i brąz halowych mistrzostw świata i trzy razy wygrywał halowe mistrzostwa Europy.
Rok po zakończeniu kariery ukończył też Maraton Nowojorski.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty