Śląsk wygrał, a trener zdenerwowany. Czego nie rozumie Oliver Vidin?

WP SportoweFakty / Karolina Bąkowicz / Na zdjęciu: Oliver Vidin
WP SportoweFakty / Karolina Bąkowicz / Na zdjęciu: Oliver Vidin

W play-off najważniejsze to wygrywać. I Śląsk Wrocław na starcie serii ćwierćfinałowej Energa Basket Ligi okazał się lepszy od Trefla Sopot. Oliver Vidin po meczu nie był jednak usatysfakcjonowany tym, co zobaczył w ostatnim fragmencie.

W pierwszym meczu serii Śląsk wygrał zasłużenie z Treflem Sopot 76:71. Wrocławianie prowadzili cały mecz, rekordowo różnicą nawet 15 punktów.

Na finiszu rywale mieli jednak szansę odwrócić losy spotkania. - Szkoda ostatniej kwarty, w której bardzo głupio traciliśmy piłki w ataku. Musimy utrzymać poziom koncentracji cały czas i ciągle to powtarzam. Nie rozumiem takich rzeczy - mówił poddenerwowany Oliver Vidin.

Trener Śląska był zadowolony przede wszystkim z defensywy, ale złe ostatnie minuty i proste straty zepsuły mu nastrój. Cel został jednak osiągnięty - w serii do trzech zwycięstw to jego zespół jest bliżej celu, czyli awansu do strefy medalowej.

ZOBACZ WIDEO: Marcin Gortat wskazał kolejnego Polaka w NBA? "Nie będzie miał łatwo. Dużo się jeszcze może zmienić"

- W play-off panuje jedna zasada: trzeba mieć krótką pamięć. Ten mecz jest już za nami, prowadzimy 1:0 i nie ma co rozpamiętywać. Trzeba zniwelować błędy, bo za dwa dni będzie dużo trudniejsze spotkanie, ale i szansa zrobić kolejny krok - dodał Michał Gabiński.

Sztab szkoleniowy Trefla wie, gdzie był największy problem we wtorek. - Słabo zaczęliśmy ten mecz. Była słaba energia, pudłowaliśmy spod kosza i nie pchaliśmy piłki do przodu. Pierwsze śliwki robaczywki. Przede wszystkim przegraliśmy fizycznie, gdzie my powinniśmy dominować pod koszem, przegraliśmy zbiórkę - przyznał trener Marcin Stefański.

Sopocianie w tym sezonie często pokazywali wielkie wahania formy i różne oblicza. Na otwarcie play-off pokazali to gorsze. Mieli jednak fragment, który dał promyk nadziei, a o który pretensje do swoich podopiecznych miał Vidin.

- Jedyna optymistyczna rzecz była taka, że gdzieś tam na samym końcu zerwaliśmy się i mieliśmy swoje szanse, natomiast ich nie wykorzystaliśmy - kontynuował Stefański. - Zabrakło trochę czasu, gdybyśmy mieli 2-3 minuty więcej, to może mielibyśmy szansę ich przegonić - dodał najlepszy w ekipie gości Łukasz Kolenda.

Drugi mecz serii odbędzie się w piątek 2 kwietnia (godz. 17:35), gospodarzem ponownie będzie Śląsk Wrocław. Rywalizacja toczy się do trzech zwycięstw.

Zobacz także:
Żan Tabak konkretnie o "bańce". "Tracimy atut własnej hali"
Ponitka aktywny, ale jego Zenit nie zdołał poskromić giganta

Komentarze (0)