Puchar Polski koszykarzy. Najpierw Anwil z chęcią kolejnego rewanżu, potem wielki hit

PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu koszykarze Anwilu Włocławek zatrzymują Bryntona Lemara
PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu koszykarze Anwilu Włocławek zatrzymują Bryntona Lemara

W sobotę rozegrane zostaną dwa półfinały Suzuki Pucharu Polski koszykarzy. Bez dwóch zdań hitem będzie konfrontacja Stelmetu Enea BC Zielona Góra z Polskim Cukrem Toruń. Najpierw jednak Anwil Włocławek zagra z HydroTruckiem Radom.

Cztery z siedmiu zagadek Suzuki Pucharu Polski zostały rozwiązane - dwie kolejne odpowiedzi poznamy już w sobotę.

Najpierw Anwil Włocławek zmierzy się z HydroTruck Radom. W ostatnim czasie podopieczni Igora Milicicia są na ścieżce rewanżów za ligowe porażki - najpierw w Energa Basket Lidze ograli Trefla Sopot, potem już w Warszawie Start Lublin.

Teraz na liście ekipa z Radomia, z którą również mają rachunki do wyrównania za porażkę w lidze. Anwil będzie wielkim faworytem i to nawet, gdy będzie musiał radzić sobie bez kontuzjowanego McKenzie Moore'a.

ZOBACZ WIDEO Michał Pol wspomina spotkania z Kobem Bryantem. "Szanował Polaków, uwielbiał AC Milan"

Przed HydroTruckiem trudne zadanie, bo włocławska maszyna pracuje funkcjonuje coraz lepiej. - Nie miało znaczenia na kogo trafimy w półfinale - czy to będzie Anwil czy Start, bo każdy z zespołów jest silnym. My mieliśmy szczęście w losowaniu, że trafiliśmy na Legię, zespół w naszym zasięgu - mówi szkoleniowiec ekipy z Radomia Robert Witka.

O ile fizjoterapeuci Anwilu walczą o Moore'a, o tyle HydroTruck na pewno zagra bez Artura Mielczarka. - Jego szanse na grę w tym turnieju są zerowe. Chcemy, żeby był gotowy na wznowienie rozgrywek w Energa Basket Lidze, a i to na chwilę obecną stoi pod dużym znakiem zapytania - dodaje Witka.

- W Pucharze Polski nie ma faworytów. Każdy mecz jest bardzo ciężki - zapewnia Karol Gruszecki z Polskiego Cukru Toruń. O ile jednak w pierwszym półfinale faworyt mimo wszystko jest łatwy do wytypowania, o tyle w drugim na pewno go nie ma.

Zarówno Polski Cukier, jaki i Stelmet Enea BC Zielona Góra mają swoje aspiracje i należą do ścisłej krajowej czołówki. Obie ekipy w ćwierćfinale "męczyły się" z rywalami z Trójmiasta - pierwsi ograli Asseco Arkę, drudzy Trefla.

- Rywale zagrali naprawdę dobry mecz. Taktycznie w defensywie odrzucili nas od obręczy, a my dodatkowo mieliśmy słabą skuteczność. Najważniejsze, że udało się wygrać i awansować - mówił po wygranej nad sopocianami Żan Tabak, trener Stelmetu.

W półfinale pod koszem również łatwo zielonogórzanom nie będzie. "Twarde Pierniki" w stolicy grają już kompletnym składzie, bo do gry - i to w bardzo dobrym stylu - wrócił Alade Aminu (w ćwierćfinale 14 punktów i 11 zbiórek).

Czytaj także:
EBL. Ludde Hakanson pod obserwacją. Szwedzi robią o nim materiał. "Stelmet to był świetny wybór"
Anwil - HydroTruck. Pech Moore'a. Jego występ mocno wątpliwy

Komentarze (0)