Przed serią ze Stelmetem Eneą BC Zielona Góra w kuluarach mówiło się o tym, że Anwil Włocławek gra o wielką przyszłość. Co prawda w klubie nie chcieli rozmawiać na ten temat (by nie wywierać dodatkowej presji na zespole), ale wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że gra toczy się o wielką stawkę.
Anwil przegrywał już w serii 1:2, ale zdołał wrócić. I to w jakim stylu! Najpierw włocławianie wygrali na parkiecie obecnego jeszcze mistrza Polski (88:87 - pierwsze zwycięstwo od kilku lat w Zielonej Górze), a następnie pokonali Stelmet na własnym parkiecie 85:83, mimo że w czwartej kwarcie mieli 19 punktów mniej od rywala!
Feta po meczu trwała w najlepsze. Radość włocławskich kibiców była niesamowita. - Włocławek tego potrzebował, tutaj jest ogromny głód sukcesu - mówili zgodnie koszykarze.
Mówiłem. Wraca Eldorado. Włocławek będzie potężny w kolejnym sezonie. To miasto na to zasługuje. Gratulacje @Anwil_official #plkpl
— Karol Wasiek (@K_Wasiek) 21 maja 2018
Igor Milicić na pomeczowej konferencji prasowej nie ukrywał, że awans do finału ma kolosalne znaczenie dla włocławskiej koszykówki. Nie chciał zdradzać szczegółów, ale z naszych informacji wynika, że Anwil będzie miał znacznie większy budżet (mówi się o kilku milionach więcej) i wróci do europejskich pucharów. - Eldorado - to jest słowo, które często pada w kontekście przyszłości.
- Odrodziliśmy się jak Feniks z popiołów: w tym meczu, w tej serii, w tym sezonie, w ostatnich trzech latach. Dzięki tej wygranej wielka koszykówka znów wróci do Włocławka. Nie wyobrażacie sobie, jak duże znaczenie miało to zwycięstwo. Anwil wrócił, niezależnie od wyniku finału, do wielkiej koszykówki. W przyszłości zobaczycie z czym to będzie się wiązało - mówił.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: brutalne zagranie na boisku. Kopniak w twarz!
Jeden z dziennikarzy zapytał Milicicia o słowa Janusza Jasińskiego, które wypowiedział przed rozpoczęciem serii: "Anwil z tym trenerem jeszcze nic wielkiego nie wygrał". Jak Chorwat się teraz do nich odnosi? - Szanuję pana Jasińskiego. Oby więcej takich ludzi w polskiej koszykówce. Nie ukrywam, że jestem dumny, że udało nam się pokonać wielki Stelmet. Swoją pracą, determinacją i wiedzą pokazuje, że idę w dobrą stronę - skomentował.
Tego zwycięstwa w poniedziałkowym spotkaniu nie byłoby, gdyby nie Quinton Hosley. Amerykanin praktycznie w pojedynkę sprawił, że Anwil wrócił do meczu. Trafiał trudne rzuty, zabierał piłkę rywalom i napędzał kontrataki. Dzięki temu otworzył się także Ivan Almeida, który wcześniej był kompletnie bezproduktywny. - Faceta poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna - żartował Milicić.
Hosley zachwycił. Wskoczył na wyższy poziom, nieosiągalny dla większości zawodników w PLK. Amerykanin w samej czwartej kwarcie zdobył 16 punktów. - Teraz już wiecie, dlaczego go zatrudniliśmy - stwierdził uradowany trener Milicić.
Anwil po ośmiu latach znów zagra w wielkim finale PLK. Rywalem włocławian będzie BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski. Pierwsze spotkanie w czwartek w Hali Mistrzów.