Golden State Warriors dali się zaskoczyć w pierwszym meczu na terenie New Orleans Pelicans, pozwolili rywalom poczuć się komfortowo i ostatecznie opuszczali halę Smoothie King Center na tarczy. Tym razem o czymś podobnym nie było nawet mowy, mistrzowie NBA błyskawicznie przeszli do ofensywy i utrzymali wysoki poziom do końca. Świetny występ zanotował Kevin Durant, skrzydłowy trafił 15 na 27 oddanych rzutów, miał dziewięć zbiórek oraz pięć asyst i w 36 minut zapisał przy swoim nazwisku aż 38 punktów.
Durant był niczym maszyna, o czym mówi Stephen Curry. - Chciałem po prostu znajdywać sposoby, aby wyprowadzić go na dobrą pozycję. Czasami nie było to zbyt trudne, wystarczyło po prostu dać mu piłkę, nieważne gdzie - mówi dwukrotny MVP. - Starałem się po prostu powiedzieć sobie, że gram swoją najlepszą koszykówkę, kiedy nie obchodzi mnie, co stanie się po meczu, nie zważając na cokolwiek. Wtedy jestem wolny i czerpię z tego wszystkiego radość oraz siłę. To był ten aspekt, grać z siłą, nieważne czy trafiałem rzuty, czy nie, miałem po prostu próbować i próbować, być agresywnym cały czas - opowiada KD.
Goście z Oakland rozpoczęli niedzielne widowisko od prowadzenia 20:6, a także 27:10. Pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 37:22, a u Pelicans 14 z tych z 22 punktów zdobył wtedy Anthony Davis. 25-latek w następne trzy odsłony dorzucił 12 "oczek" i finalnie miał 26 punktów. Warto dodać, że wykorzystał tylko 8 na 22 rzuty z gry, a także popełnił sześć strat. Słabsza postawa Davisa miała na pewno wpływ na przebieg spotkania.
Podopieczni Alvina Gentry'ego zanotowali zryw 9-0 i w drugiej kwarcie doprowadzili nawet do wyniku 51:55, ale był to jedyny moment, w którym Warriors mogli poczuć się zagrożeni. Trzecia partia padła ich łupem w stosunku 33:19 i wszystko wróciło do normy. Obrońcy tytułu kontrolowali przebieg tego, co dzieje się na parkiecie i ostatecznie triumfowali 118:92, dzięki czemu w serii do czterech zwycięstw doprowadzili do wyniku 3-1. Piąty mecz rywalizacji w nocy z wtorku na środę o godzinie 4:30 czasu polskiego.
ZOBACZ WIDEO Uciekali przed Małyszem w charytatywnym celu
Dla zwycięzców 23 "oczka" dorzucił Stephen Curry, u Pels 20 punktów wywalczył E'Twaun Moore, a 19 miał ich Jrue Holiday. Problemem drużyny z Luizjany była bardzo słaba skuteczność, trafili zaledwie 32 na 88 rzutów z pola, w tym 4 na 26 za trzy. - Nie mieliśmy pozycji, które zwykle udaje nam się wypracować. Byliśmy trochę pod ich naciskiem, co nas sparaliżowało - mówi trener Gentry.
Chris Paul świętował 32. urodziny i zrobił sobie prezent, w postaci 27 punktów, 12 zbiórek i sześciu asyst, a Houston Rockets znów pokonali Utah Jazz w Salt Lake City i w ich półfinale także mamy 3-1. James Harden spisywał się przeciętnie, bo miał tylko 1 na 7 za trzy i osiem strat, ale nie odcisnęło to swojego piętna, Brodacz i tak uzbierał 24 "oczka". Clint Capela zdobył 12 punktów, 15 zbiórek i miał sześć bloków.
Teksańczycy narzucili Jazzmanom własny styl i pozwolili im rzucić w całym meczu tylko 87 punktów, sami zdobyli ich 100. Donovan Mitchell i Joe Ingles starali się odmienić losy spotkania, ale nawet 25 "oczek" pierwszoroczniaka i 15 punktów strzelca nic nie zmieniło. Ten pierwszy trafił jednak tylko 8 na 24 rzuty oraz popełnił sześć fauli. Utah udało się doprowadzić do wyniku 80:85 w czwartej kwarcie, ale Rockets szybko odpowiedzieli i po chwili było już 95:82.
- Przestrzeliliśmy 22 rzutów za trzy. Mieliśmy swoją szansę i jej nie wykorzystaliśmy. Niektóre z nich były pod naciskiem obrońców, niektóre były z otwartych pozycji. W play offach nie będzie żadnych lepszych, czy łatwiejszych rzutów - mówi trener Quin Snyder.
Wyniki:
New Orleans Pelicans - Golden State Warriors 92:118 (22:37, 32:24, 19:33, 19:24)
(Davis 26, Moore 20, Holiday 19 - Durant 38, Curry 23, Thompson 13)
Stan rywalizacji: 3-1 dla Warriors
Utah Jazz - Houston Rockets 87:100 (23:30, 25:28, 17:21, 22:21)
(Mitchell 25, Ingles 15, Gobert 11 - Paul 27, Harden 24, Capela 12)
Stan rywalizacji: 3-1 dla Rockets