W środowym meczu dwunastej kolejki Polskiej Ligi Koszykówki doszło do ogromnej niespodzianki - zajmujący przed tym spotkaniem ostatnie miejsce w tabeli TBV Start Lublin pokonał przed własną publicznością Rosę Radom 64:63. - Rywale grali dobrze, ambitnie, walczyli. Myślę, że na pewno byli drużyną dobrze przygotowaną - przyznał na konferencji prasowej Wojciech Kamiński.
Ostatnie fragmenty pojedynku miały niezwykle dramatyczny przebieg. Raz jeden, raz drugi zespół obejmował minimalne prowadzenie. - Ciężko mi zrozumieć kilka rzeczy, które się wydarzyły na boisku - podkreślił szkoleniowiec wicemistrzów Polski. - Nam każą się szkolić, ale chyba nie wszyscy uczestnicy tego widowiska to robią i się uczą, bo to, co się dzieje, czasami jest śmieszne - mówił dobitnie trener.
- Nie chcę, by ktokolwiek gdziekolwiek nam pomagał. Wszystko wywalczymy sobie sami. Ideą sportu i pana de Coubertin było to, żeby wygrywać po sportowej walce i żeby nikt w tym nie pomagał. A jak tak patrzę na nasze wyjazdy, to mam trochę odmienne zdanie. To zdanie ciągnie się od pierwszego meczu finałowego w zeszłym sezonie. Ciężko mi to zrozumieć, bo zdarzają się takie same sytuacje - zaznaczył Kamiński.
Prowadzona przez niego drużyna przegrała ze Stelmetem Zielona Góra po emocjonującej walce pierwszy pojedynek o złoty medal w ubiegłych rozgrywkach. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka, a bardzo dużo kontrowersji wywołały decyzje sędziowskie. Podobnie było w bieżących zmaganiach - mecze Rosy z Treflem Sopot, MKS-em Dąbrowa Górnicza czy AZS-em Koszalin kończyły się nieznacznymi triumfami gospodarzy.
- Musimy być skoncentrowani, zarówno zawodnicy, jak i trenerzy oraz inni aktorzy tego widowiska, bo święta się skończyły i czas wrócić do pracy - zakończył z sugestią w głosie szkoleniowiec Rosy.
ZOBACZ WIDEO Ewa Brodnicka: z Ewą Piątkowską już nigdy się nie pogodzimy