Asseco Gdynia nie dało rady Anwilowi Włocławek w poniedziałek w Hali Mistrzów. Nie dało rady, choć bardzo dobre spotkanie rozegrał amerykański playmaker gdynian Anthony Hickey. W ciągu 32 minut, zawodnik rzucił 21 punktów i rozdał osiem asyst. Po zakończeniu spotkania nie mógł jednak być zadowolony.
- Nigdy nie można być szczęśliwym, gdy przegrywa się mecz. Szkoda, że tak to wszystko się ułożyło. Brakowało nam stylu, brakowało tego, czym się charakteryzujemy, czyli biegania w szybkim tempie - oceniał Amerykanin tuż po ostatniej syrenie w Hali Mistrzów.
We Włocławku Hickey - oprócz 21 punktów i sześciu asyst, wymusił również osiem przewinień włocławian, miał dwa przechwyty, ale również cztery straty - był bardzo istotnym koszykarzem Asseco, zresztą jak w każdym z poprzednich spotkań ligowych. Osiem oczek ze swojego dorobku Amerykanin rzucił w czwartej kwarcie, aczkolwiek pomylił się w dwóch próbach dystansowych w ostatnich dwóch minutach.
- Starałem się pomagać mojemu zespołowi, jak tylko mogłem, ale Anwil wykonywał świetną pracę. W obronie często bronili strefą, co utrudniało nam grę. Mimo to rzucałem, zdobywałem punkty, starałem się kreować moich kolegów, ale gospodarze byli skuteczniejsi i silniejsi tego dnia - dodał Hickey.
Gdynianie przegrali drugi pojedynek w rozgrywkach. Wcześniej przegrali tylko z Rosą Radom. Amerykanin nie zdecydował się jednak na ocenę czy porównanie obu drużyny, twierdząc że koncentruje się tylko na własnej drużynie.
- To nie jest istotne jak grają rywale. My musimy koncentrować się na naszych występach. Przeciwko Anwilowi nie ustrzegliśmy się błędów, które musimy poprawić. Tempo gry nie było właściwie, brakowało nam dynamiki, do tego broniliśmy tak, że Anwil rzucił bardzo dużo trójek, bo aż 11. Ciężko jest grać, gdy rywal tak często trafia zza łuku. Mimo to, uważam że nie mamy się czym martwić. Nasz bilans 5-2 jest bardzo optymistyczny, a kolejny mecz już za tydzień - zakończył rozgrywający Asseco.