Po spotkaniu z Sokołem Łańcut nastroje w Warszawie z pewnością się poprawiły. Podopieczni trenera Michała Spychały nie dość, że przerwali serię trzech porażek z rzędu, to na dodatek pokazali bardzo szybki i efektowny basket. Zwycięstwo Legii nie byłoby możliwe bez kapitana Łukasza Wilczka, który zagrał najlepszy mecz w tym sezonie.
WP SportoweFakty: Taką Legię jak w spotkaniu z Sokołem Łańcut kibice z pewnością chcieliby oglądać. Spadł wam po tym meczu duży kamień z serca?
Łukasz Wilczek: Zwycięstwo było nam bardzo potrzebne. Nasza gra również wyglądała zdecydowanie lepiej niż w poprzednich spotkaniach. Cieszymy się, że wygraliśmy w dobrym stylu i pokonaliśmy wymagającego rywala, jakim bez wątpienia jest Sokół.
[b]
Od początku widać było waszą wielką agresję w obronie. Taki był plan na to spotkanie? [/b]
- Założenia taktyczne były takie, żeby od początku meczu narzucić swoje warunki gry. Byliśmy agresywni, zdeterminowani i walczyliśmy o każdą piłkę. Twarda defensywa oraz skuteczna gra w ataku okazały się kluczem do sukcesu.
Śmiało można powiedzieć, iż w tym meczu byliście prawdziwą drużyną. Zgodzisz się?
- Cały czas jesteśmy drużyną. W zespole jest sporo indywidualności, ale jesteśmy rozliczani z wyników jako Legia Warszawa, a nie ze statystyk poszczególnych graczy. Koszykówka to sport zespołowy, więc wyłącznie jako zgrana drużyna możemy osiągać sukcesy.
Czy słabsza czwarta kwarta będzie wam spędzać sen z powiek?
- Cały czas musimy pracować nad tym, aby zachować maksymalną koncentrację przez całe spotkanie. Nie zapominajmy również, że Sokół jest klasową drużyną, więc odrobienie przez nich punktów w końcówce nie rozpatrywałbym w kategorii naszego problemu, ale dobrej gry rywali.
Według ciebie to rywal wspiął się wtedy na wyżyny swoich umiejętności czy jednak wy mówiąc kolokwialnie odpuściliście już mecz?
- Nie ma to żadnego znaczenia. Liczy się końcowy wynik. W pełni zasłużyliśmy na zwycięstwo. Wbrew pozorom, to nie był łatwy mecz.
Patrzycie na waszego najgroźniejszego rywala z Krosna? W takiej formie Miasta Szkła trudno będzie Legii wskoczyć na pierwsze miejsce w rundzie zasadniczej.
- Sezon jest długi, więc wszystko może się wydarzyć. Jestem przekonany, że nasz kryzys był przejściowy. Jesteśmy skoncentrowani wyłącznie na sobie, ponieważ tylko od nas zależy, w jakim miejscu będziemy na wiosnę przyszłego roku.
Macie teraz większe powody do optymizmu ale ja zapytam inaczej: jaka jest w tej chwili największa bolączka ekipy ze stolicy?
- Zdajemy sobie sprawę z naszych słabych stron i cały czas nad nimi pracujemy. Nie zamierzam jednak odkrywać się przed rywalami, ponieważ są to kwestie na linii zespół - sztab szkoleniowy. O to, jakie są nasze mocne oraz słabe strony, należy zapytać ekspertów, którzy śledzą nasze mecze.
Dla ciebie początek sezonu był bardzo trudny, gdyż nie przepracowałeś w pełni okresu przygotowawczego. Wróciłeś już do swojej optymalnej formy?
- Ostatni mecz na pewno był w pewnym sensie przełomowy. Czułem się bardzo dobrze, miałem duży wpływ na naszą grę. Mam nadzieję, że optymalna forma każdego zawodnika przyjdzie na najważniejsze mecze w sezonie, które będą decydować o awansie do Ekstraklasy.
Kolejnym rywalem drużyny z Warszawy będzie Noteć Inowrocław. Pójdziecie za ciosem?
- Noteć jest beniaminkiem, który nie ma nic do stracenia. Nas interesuje tylko zwycięstwo.
Rozmawiał Jakub Artych