Rosa Radom po dość nieudanym początku sezonu wraca na właściwe tory. Pierwsze dwie kolejki TBL nie ułożyły się po myśli radomian. Podopieczni trenera Wojciecha Kamińskiego najpierw przegrali po emocjonującej dogrywce z Anwilem we Włocławku, a następnie na własnym parkiecie musieli uznać wyższość słabszego na papierze Śląska Wrocław. Zwycięstwa nad Asseco Gdynia i BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski owszem cieszyły, ale były nieprzekonywujące.
Morale radomian podbudował jednak udany debiut w Pucharze Europy FIBA. Polski zespół pewnie pokonał w inauguracyjnym starciu fińskie KTP Kotka 97:76. Do Zgorzelca reprezentanci Rosy udawali się więc w dobrych nastrojach. I w jeszcze lepszych z niego wyjechali.
Gracze trenera Kamińskiego od połowy trzeciej kwarty przejęli kontrolę nad pojedynkiem z PGE Turowem. W ataku nie do zatrzymania dla czarno-zielonych był C.J. Harris, który karcił ich zarówno celnymi rzutami z dystansu, jak i dynamicznymi penetracjami w strefę podkoszową. Odblokował się również Torey Thomas, który w umiejętny sposób wymuszał przewinienia. Ważne punkty zdobywali także Daniel Szymkiewicz i Seid Hajrić, a gdy kolejną trójkę skierował do kosza równie skuteczny Igor Zajcew, to pewnym było, że Rosa nie odda już 14-punktowego prowadzenia.
- Bardzo baliśmy się tego pojedynku ponieważ za nami, tak jak zresztą i za Turowem, ciężki mecz w europejskich pucharach. W tych ostatnich minutach szala zwycięstwa przechyliła się jednak na naszą korzyść i udało nam się z tak ciężkiego terenu wywieźć cenne zwycięstwo, co na pewno bardzo cieszy - komentował po meczu trener Wojciech Kamiński.
Radomianie musieli się jednak mocno napracować, aby w końcówce uniknąć zbędnych nerwów. To bowiem Turów dzięki trafieniu Camerona Tatuma z dystansu prowadził po dziesięciu minutach rywalizacji 25:19, a wyłączony z gry Torey Thomas nie tylko nie zdobywał wielu punktów, ale też miał problemy z kreowaniem dogodnych pozycji dla partnerów z zespołu.
- Myślę, że Turów starał się jak mógł, ale to my wykorzystywaliśmy błędy, które gospodarze popełniali. Trenerowi Piotrowi Ignatowiczowi, jak i jego zawodnikom należą się jednak słowa uznania za walkę. Cały czas nas "cisnęli" i utrzymywali się w grze - mówił z uznaniem o rywalach Wojciech Kamiński.