Wojciech Kamiński: Uznanie dla Ignatowicza. Turów cały czas nas cisnął

Rosa Radom pokonała PGE Turów Zgorzelec 92:78, ale aby nie dopuścić do nerwowej końcówki, musiała się sporo napracować. - Gospodarze cały czas nas "cisnęli" i utrzymywali się w grze - mówił po meczu trener radomian, Wojciech Kamiński.

Rosa Radom po dość nieudanym początku sezonu wraca na właściwe tory. Pierwsze dwie kolejki TBL nie ułożyły się po myśli radomian. Podopieczni trenera Wojciecha Kamińskiego najpierw przegrali po emocjonującej dogrywce z Anwilem we Włocławku, a następnie na własnym parkiecie musieli uznać wyższość słabszego na papierze Śląska Wrocław. Zwycięstwa nad Asseco Gdynia i BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski owszem cieszyły, ale były nieprzekonywujące.

Morale radomian podbudował jednak udany debiut w Pucharze Europy FIBA. Polski zespół pewnie pokonał w inauguracyjnym starciu fińskie KTP Kotka 97:76. Do Zgorzelca reprezentanci Rosy udawali się więc w dobrych nastrojach. I w jeszcze lepszych z niego wyjechali.

Gracze trenera Kamińskiego od połowy trzeciej kwarty przejęli kontrolę nad pojedynkiem z PGE Turowem. W ataku nie do zatrzymania dla czarno-zielonych był C.J. Harris, który karcił ich zarówno celnymi rzutami z dystansu, jak i dynamicznymi penetracjami w strefę podkoszową. Odblokował się również Torey Thomas, który w umiejętny sposób wymuszał przewinienia. Ważne punkty zdobywali także Daniel Szymkiewicz i Seid Hajrić, a gdy kolejną trójkę skierował do kosza równie skuteczny Igor Zajcew, to pewnym było, że Rosa nie odda już 14-punktowego prowadzenia.

- Bardzo baliśmy się tego pojedynku ponieważ za nami, tak jak zresztą i za Turowem, ciężki mecz w europejskich pucharach. W tych ostatnich minutach szala zwycięstwa przechyliła się jednak na naszą korzyść i udało nam się z tak ciężkiego terenu wywieźć cenne zwycięstwo, co na pewno bardzo cieszy - komentował po meczu trener Wojciech Kamiński.

Radomianie musieli się jednak mocno napracować, aby w końcówce uniknąć zbędnych nerwów. To bowiem Turów dzięki trafieniu Camerona Tatuma z dystansu prowadził po dziesięciu minutach rywalizacji 25:19, a wyłączony z gry Torey Thomas nie tylko nie zdobywał wielu punktów, ale też miał problemy z kreowaniem dogodnych pozycji dla partnerów z zespołu.

- Myślę, że Turów starał się jak mógł, ale to my wykorzystywaliśmy błędy, które gospodarze popełniali. Trenerowi Piotrowi Ignatowiczowi, jak i jego zawodnikom należą się jednak słowa uznania za walkę. Cały czas nas "cisnęli" i utrzymywali się w grze - mówił z uznaniem o rywalach Wojciech Kamiński.

Źródło artykułu: