Po dwóch wyjazdowych zwycięstwach w Koszalinie, przed własną publicznością Rosa poszła "za ciosem" i z animuszem rozpoczęła trzecie ćwierćfinałowe starcie. Prowadzenia osiągniętego po pierwszych dziesięciu minutach (25:18) nie oddała już do końcowej syreny.
[ad=rectangle]
- Chcieliśmy rozpocząć ten mecz na wysokim poziomie, z dużą energią - nie ukrywał po zakończeniu pojedynku Danny Gibson, który po raz kolejny w bieżącym sezonie był jednym z najlepszych strzelców radomskiej ekipy. Uzbierał trzecią pod względem ilości zdobycz punktową, po Mike'u Taylorze i Michale Sokołowskim. Były rozgrywający Śląska Wrocław zapisał na swoim koncie 13 "oczek". Dołożył do tego 6 zbiórek i 3 asysty.
Radomianie stracili mało, bo 75 punktów. Sami rzucili ich 86 i po raz kolejny udowodnili, że defensywa jest najistotniejszym elementem koszykarskiego rzemiosła. - Bardzo zależało nam na tym, aby zaprezentować tak dobrą obronę, jak przez cały sezon. To zrealizowaliśmy i mogliśmy cieszyć się z awansu do półfinału - podkreślił 31-latek.
W czwartej kwarcie Akademicy niebezpiecznie zbliżyli się do gospodarzy, niwelując znacząco 20-punktową stratę. - Głównie przez kilka naszych pudeł mieli szanse na kontrataki i je wykorzystali. Gdy jednak wróciliśmy do wcześniejszej skuteczności, nie mieli nic do powiedzenia - zaznaczył filigranowy rozgrywający.
Przez całe spotkanie zawodników Rosy bardzo głośnym i gorącym dopingiem wspierali fani, którzy stawili się w komplecie w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. - Atmosfera była kapitalna. Mieć takich kibiców i grać przy takim dopingu to świetna sprawa - skomentował z uśmiechem Amerykanin.