Karol Wasiek: Spodziewałeś się takiego obrotu spraw, że w połowie sezonu zmienisz otoczenie?
Kamil Łączyński: Nie, nie spodziewałem się takiego obrotu spraw, nawet po porażce z Polfarmeksem Kutno. Byłem mocno zaskoczony.
To prawda, że mogłeś postawić weto?
- Tak. Decyzja należała tylko i wyłącznie do mnie. Wiem, że klubowi zależało na tym, aby pozyskać środki na nowych zawodników. To mogło się jedynie wydarzyć poprzez uwolnienie jakiegoś kontraktu. Ja "na lodzie" nie zostałem, więc obie strony na tym skorzystały.
[ad=rectangle]
Podobno wyszedłeś na tej zmianie nawet na plus?
- (śmiech) Na pewno nie stracę. Mam kontrakt do końca przyszłego sezonu. To jest duży plus dla mnie, ponieważ nie muszę w wakacje szukać klubu. Kontrakt wejdzie w życie w wakacje i to na zadowalających warunkach.
Z tego co wiem, to te pieniądze z twojego kontraktu miały zostać przeznaczone na podkoszowego, a tymczasem działacze ściągnęli Mike'a Taylora. Zaskoczony byłeś tym faktem?
- Troszkę mnie to zaskoczyło, ale jak się żegnałem z trenerem Kamińskim, to mówił, że szukają takiego zawodnika. Nie mam żadnych pretensji. Działacze uważają, że taki gracz jest im potrzebny i nic mi do tego, ponieważ w Rosie Radom mnie już nie ma. Na nikogo się nie obraziłem, nie mam żadnych pretensji.
Podaliście sobie ręce z działaczami?
- Oczywiście. Jak najbardziej - z prezesami, trenerami, jak i wszystkimi pracownikami klubu. Bardzo miło mi się zrobiło, gdy słyszałem głosy, że szkoda, iż taka sytuacja musiała nastąpić. Klub wydał fajne oświadczenie na stronie i jestem im bardzo wdzięczny. Nie mogę powiedzieć żadnego złego słowa na temat Rosy Radom. To jest biznes, tak się sprawy potoczyły. Mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że ja chciałem swój kontrakt w Radomiu wypełnić.
Podobno na przeszkodzie stanął twój agent?
- Czytałem ten wywiad z trenerem Kamińskim, ale nie wiem dokładnie, jak się sprawy mają za zamkniętymi drzwiami, kiedy rozmawiają agenci i prezesi. Mi się w tym roku kończył kontrakt z Rosą Radom i mój wujek, a zarazem agent koszykarski, dba o moje interesy i ja nie mogę mieć do niego żadnych zastrzeżeń. Nie wiem, czy jest sens w ogóle o takich rzeczach wspominać i szukać podtekstów. Skoro Rosa zdecydowała się na moje odejście, to oznacza, że moja osoba nie była na tyle potrzebna w klubie.
Byłeś nieusatysfakcjonowany faktem, że tych minut nie było aż tak wiele?
- Ja po prostu nie czułem się słabszy od zawodników na mojej pozycji. To są jednak moje odczucia. Realia i postrzeganie trenerów mogą być jednak inne. Chciałem po prostu grać więcej. Jestem przekonany, że sobie poradzę. Nie chodzi zresztą o same minuty, a rolę, jaką pełnię w zespole. Mam nadzieję, że tutaj w Kutnie ta rola będzie większa. Stanie w miejscu nie jest dla mnie.
Jak zapatrujesz się na grę w Kutnie?
- Powiem szczerze, że jestem bardzo mile zaskoczony faktem, jak klub z Kutna jest tak dobrze zorganizowany. Wszystko sprzyja temu, żeby koszykówka w tym mieście stała na jak najwyższym poziomie. Widzę duże zainteresowanie ludzi losami klubu. Gdyby hala miała 3-4 tysiące, to ona wypełniałby się do ostatniego miejsca. Zainteresowanie jest ogromne. Z roku na rok ten projekt będzie ewaluował. Jestem przekonany, że sponsorzy jeszcze chętniej przyjdą do klubu.