Filip Dylewicz: Nie boimy się nikogo

Zawodnicy PGE Turowa znajdują się obecnie w świetnej formie i prezentują widowiskowy basket. Wielu ekspertów zastanawia się nad tym, czy ktoś będzie w stanie zagrozić im w marszu po złoty medal.

Po dwóch pewnych zwycięstwach w Zgorzelcu drużyna wicemistrzów Polski przyjechała do Radomia w roli zdecydowanego faworyta. Z tej roli wywiązała się znakomicie, stawiając kropkę nad "i" oraz odnosząc bezdyskusyjny triumf. Za Rosą przemawiał jednak atut w postaci własnej hali.
[ad=rectangle]
Czy zawodnicy PGE Turowa spodziewali się tak łatwego triumfu na Mazowszu? - Nie, absolutnie. Byliśmy przygotowani na to, że drużyna gospodarzy będzie chciała wygrać to spotkanie, zwłaszcza, że grała przed własną publicznością - odpowiedział Filip Dylewicz.

Od początku meczu przyjezdni narzucili swój styl gry, uzyskując kilkupunktową przewagę. Świetnie spisywali się w defensywie. W wielu sytuacjach radomianie byli bezradni i kompletnie nie mieli pomysłu na rozegranie akcji. - Praktycznie wszystkie poczynania ofensywne Rosy zostały wyeliminowane, graliśmy bardzo dobrze w obronie, co przełożyło się na to, że traciliśmy bardzo mało punktów - zwrócił uwagę kapitan Turowa.

34-latek przeżywa "drugą młodość"
34-latek przeżywa "drugą młodość"

Jego słowa znajdują odzwierciedlenie w statystykach - przez początkowe trzy kwarty przyjezdni stracili zaledwie 51 punktów. Z kolei przez ten czas zdobyli ich 69, a 85 w całym spotkaniu. - Nasz atak funkcjonował tak, jak powinien, więc od początku do praktycznie ostatnich minut kontrolowaliśmy wydarzenia na boisku - zaznaczył.

Podopieczni Miodraga Rajkovicia błyskawicznie przeszli przez fazę play-off, eliminując w trzech pojedynkach najpierw AZS Koszalin, a następnie Rosę. Czy któraś drużyna jest w stanie im zagrozić? - Nie boimy się nikogo, ale szanujemy wszystkich i to są dwie odrębne rzeczy, które trzeba na pewno umieć rozdzielić - podkreślił zdobywca 12 "oczek".

W starciach o złoto Turów zmierzy się z wygranym z pary Trefl - Stelmet. - Wiemy, na co nas stać, ale zdajemy sobie sprawę, że finały to będzie odrębna historia i będziemy musieli nie tylko wierzyć, ale i zostawić całe serce oraz zdrowie na parkiecie, aby osiągnąć wymarzony sukces - przekonywał Dylewicz. - Cieszymy się z tego, że jesteśmy w finale. Widać, że nasz zespół jest mocny, a to bardzo dobrze prognozuje przed tymi decydującymi spotkaniami - zakończył.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: