W czwartym spotkaniu w Słupsku koszykarze Trefla Sopot prowadzili różnicą 15 punktów i wydawało się, że już wówczas zakończą tę rywalizację. Tymczasem gospodarze odrobili straty i to oni triumfowali w tamtym spotkaniu. Niemal identyczna sytuacja była w meczu numer pięć - z tym tylko, że role się odwróciły - w roli "goniących" wystąpili koszykarze Trefla Sopot.
[ad=rectangle]
- To prawda, że ten mecz miał nieco podobny przebieg. Tylko szkoda, że to my akurat musimy z tego powodu tak cierpieć... - zaznacza Michał Nowakowski, podkoszowy Energi Czarnych Słupsk.
W 34. minucie spotkania Energa Czarni Słupsk po trafieniu Jarosława Mokrosa prowadzili 68:50. Goście byli o krok od zwycięstwa, ale to sopocianie zagrają ze Stelmetem Zielona Góra.
- Brak mi słów na to, co się stało. Jestem bardzo zszokowany i załamany - podkreśla Nowakowski, który dał dobrą zmianę z ławki rezerwowych. Polski podkoszowy zdobył 8 punktów (trafił dwie trójki).
- Wszystko szło po naszej myśli, ale niestety wkradł się chaos w ostatnich czterech minutach i to Trefl może cieszyć się ze zwycięstwa - dodaje gracz Energi Czarnych Słupsk.
Słupszczanie nie potrafili odpowiedź na zabieg taktyczny trenera Dariusa Maskoliunasa, który znacznie obniżył piątkę. Na pozycji numer pięć grał... Simas Buterlevicius i wywiązał się znakomicie ze swojej roli.
- Trefl obniżył swoją piątkę i to też nam pokrzyżowało plany. Nie mogliśmy piłki wyprowadzić spod własnego kosza i przez to Trefl zaczął odrabiać straty - mozolnie. Objęli prowadzenie na minutę przed końcem spotkania. W ostatniej akcji nie udało się w ogóle wyprowadzić rzutu i skończyło się tak, jak wszyscy widzieli - ocenia Nowakowski, który w te wakacje będzie wolnym zawodnikiem i być może opuści szeregi Energi Czarnych.