W ostatnich akcjach spotkania derbowego było wszystko to, co kochają kibice. Emocje, zgrzyty pomiędzy zawodnikami oraz akcje, które decydują o końcowym wyniku. Taką akcję wykonał właśnie Jerel Blassingame, który niczym LeBron James wszedł w lukę pomiędzy obrońcami i wymusił przewinienie Przemysława Zamojskiego. Ale kwestią jest to, czy owe przewinienie w ogóle miało miejsce? Gracz Trefla Sopot jest przekonany, że w tej sytuacji faulu po prostu nie było. - Widziałem to tak, że Jerel po prostu stracił balans, przewracał się i akurat upadł na moją nogę i sędzia zagwizdał blokowanie. Było przy nim trzech graczy i stracił balans. Ja akurat byłem w pomocy, sędzia to tak zinterpretował. Koszykówka jest taką grą, że za błędy się płaci - twierdzi Przemysław Zamojski.
Reprezentant Polski uważa, że Trefl przegrał to spotkanie na własne życzenie. - Mieliśmy ich na widelcu, ale kompletnie zawaliliśmy końcówkę. Nie zrealizowaliśmy założeń taktycznych, ta porażka bardzo nas boli, że daliśmy rzucić gospodarzom aż tyle trójek - dodaje Zamojski.
Gracz Trefla Sopot uważa, że w drugiej połowie Asseco Prokom miał za dużo swobody w ofensywie. - Jeżeli nie trafiali oni rzutów za trzy punkty, to później mieli możliwość ponawiania akcji. Z tego ponowienia się nie mylili. Na to nie możemy sobie pozwalać.
Jedyna rzecz z której jest zadowolony Przemysław Zamojski to poziom agresji, który wśród zawodników Trefla był dosyć wysoki, co było widać na boisku. - Byliśmy agresywni, co mogło się podobać. Gdzieś nie postawiliśmy tej "kropki nad i ", czegoś zabrakło. Mieliśmy faulować, w momencie kiedy prowadziliśmy czterema punktami. Nie zrobiliśmy tego, a oni nam trafili trójkę. Takie rzeczy podcinają skrzydła - relacjonuje Zamojski.
Praktycznie przez cały mecz gracz Trefla Sopot bardzo krótko pilnował Łukasza Koszarka. - Trudno jest powstrzymać Koszarka, w dodatku kiedy jeszcze zasłony stawia Adam Hrycaniuk. Te zasłony są piekielnie mocne i trzeba sporo sił włożyć, żeby się przez nie przebić - kończy Zamojski.