Mateusz Zborowski: Adrian za wami trzy mecze ligowe, bilans 2-1, ale spotkania u siebie, póki co przysparzają wam trochę kłopotu. Czyżby we własnej hali i przy swoich kibicach macie świadomość jaka presja ciąży nad wami w związku z hucznie zapowiadanym awansem do PLK?
Adrian Mroczek-Truskowski:
Taką świadomość mieliśmy i mamy od 6 sierpnia, czyli od pierwszego wspólnego treningu. To raczej niepotrzebne nerwy, czy zbyt duża chęć pokazania się przed wrocławską publicznością powoduje, że nie gramy tak jak potrafimy i byśmy chcieli. Czasami jak się za bardzo chce, to właśnie nie wychodzi...
Początek sezonu pokazuje, ile znaczy dla WKS-u Adrian Mroczek-Truskowski. Bez twoich trójek mogłoby być ciężko o zwycięstwo z Polonią. Trudno jest być kapitanem takiego zlepku indywidualności jakim dysponuje wrocławska drużyna?
- To mnie absolutnie nie przeraża tylko wręcz cieszy! Życzę każdemu, żeby miał problem ze zbyt dużym potencjałem graczy w swoim zespole. Każdy z nas wie, po co jest w Śląsku. Mamy jeden cel, wspólny cel, na którym się skupiamy! A, czy trójki trafi Mroczek, czy zbiórkę da Hyży, a asystę Flieger, nie ma znaczenia! Mamy funkcjonować jako drużyna, a wtedy "cyferki" w statystykach same przyjdą.
Pierwsza kwarta z Polonią w waszym wykonaniu była odzwierciedleniem rzeczywistej siły Śląska w tym sezonie, czy to może Przemyśl weszła ospale w ten mecz?
- W pierwszej kwarcie graliśmy prawie przy 70 procentowej skuteczności, jeśli tak, by wpadało całe mecze, cały sezon - nie obrażę się! Mocny początek nasz, słaby ich - optymista powie pierwsze, malkontent drugie. Można wybierać (śmiech).
Trener Jankowski musiał kilkakrotnie wami ostro wstrząsnąć. Czy to pomaga w trudnych momentach, bo jedna szkoła twierdzi, że presja ze strony trenera jeszcze bardziej obciąża w takich momentach zawodników...
- To Ty powiedziałeś, że jest taka szkoła. Trener zwykle robi wszystko, co potrzebne drużynie, by wygrać, czy to jest dobre, czy złe, nie mi to oceniać. Powiem Ci jak sam będę trenerem. My wygraliśmy 2 z 3 spotkań, więc chyba taki system działa.
Kontuzje, kontuzje i jeszcze raz kontuzje... To chyba największa zmora Śląska od okresu przygotowawczego, bo co chwilę ktoś łapie nowy uraz. Masz wrażenie, że musicie po każdej kontuzji znów ponownie układać pewne elementy w grze, które już powinny funkcjonować z automatu w zespole?
- Pierwsza rzecz jest taka, że jak wymieniasz 3/4 składu, to nic nie jest z automatu. Na to, żeby grać i się rozumieć potrzeba czasu. Kontuzje oczywiście jeszcze bardziej to opóźniają. Okres przygotowawczy i ciężkie treningi dają ryzyko urazów... Tak, to wygląda. Coś kosztem czegoś... Wiem, że jak wszyscy będziemy w pełni zdrowi, ustabilizujemy naszą formę, to wtedy będziemy naprawdę mogli pokazać na co nas stać.
Jak się układa współpraca z takimi zawodnikami jak Marcin Flieger czy Paweł Kikowski, którzy znani są z tego, że lubią mieć długo piłkę w rękach?
- Wyśmienicie! To czy będą ja mieć długo w rękach zależy też od kolegów - czy im podadzą a po drugie, czy wyjdą na pozycję tak, żeby im tą piłkę oddać... Tak to zwykle wygląda. Takie opinie o nich zupełnie się nie potwierdzają u nas w drużynie.
Nie masz odczucia, że Wrocław potrzebuje bodźca, aby znów przyciągnąć tłumy na trybuny? W pierwszych meczach sezonu było trochę wolnych miejsc w Kosynierce...
- Oczywiście, że mam takie odczucie! Ale możemy pomóc sobie sami... Dobrą grą - przyciągasz kibiców, efektowną grą - przyciągasz kibiców, skuteczną grą - przyciągasz kibiców - przyzwyczaj ludzi, że na Kosynierce wszystko to dostaną, a jestem przekonany, że będą tłumy! I jeszcze jedno - przede wszystkim to koszykarze miejscowi muszą o to dbać, żeby drużyna szła w tę stronę.
Uważasz, że mecz ze Stalą w Orbicie będzie testem dla kibiców, jak i dla Śląska, w którym miejscu jesteście i jaki potencjał drzemie w drużynie?
- Na pewno odpowie na pytania w jakim momencie zgrania jesteśmy i czy wszystko idzie w dobrym kierunku. Jednak, czy to jest taki ostateczny test? Myślę, że nie. Zwycięstwa budują atmosferę zarówno w klubie, jak i wśród kibiców. Zacznijmy wygrywać takie mecze jak ten w niedzielę, a kibice dadzą się przekonać, że warto chodzić na Śląsk!
Mecz ze Stalą będzie miał dodatkowy "smaczek"?
- Oczywiście! Nie mogę się już doczekać! Bardzo lubię grać przeciwko tej drużynie!
Możesz wymienić do tej pory jedno największe zaskoczenie i rozczarowanie związane z powrotem do I ligi?
- Zaskoczeniem dla mnie są panie, które sędziują w lidze - pozdrawiam je serdecznie. Oby było ich jak najwięcej na tym szczeblu rozgrywek. A rozczarowanie... Chyba nic nie mnie rozczarowało póki co. Są mocne ekipy nastawione na awans, są zawodnicy z Ekstraklasy, Euroligi, kadry Polski, są piękne hale, są aż 3 ekipy z Podkarpacia - czegóż chcieć więcej w lidze w której grają sami Polacy?!
Masz świadomość, że każdy inny wynik jak awans do PLK będzie we Wrocławiu rozczarowaniem? Jak kapitan WKS-u radzi sobie z presją?
- Mam taką świadomość i ona mnie pozytywnie nakręca i mobilizuję. We Wrocławiu żyje się z nią od grup młodzieżowych, zawsze i wszędzie kibice chcą wielkich zwycięstw i sukcesów. Także proszę się o kapitana nie martwić, radzi sobie świetnie.
Na koniec kilka słów do kapitana do kibiców. Czym zachęcisz aby licznie wypełnili Orbitę w meczu ze Stalą?
- Przede wszystkim mogę zapewnić wszystkich kibiców, że na ten mecz nikogo z nas nie trzeba dodatkowo mobilizować. Gramy w Orbicie ze Stalówką, więc czego można chcieć więcej? Gramy dla kibiców i to oni nam pomagają. Gra nam się łatwiej przy pełnej hali, bo czuć wtedy tą radość z koszykówki. Chciałbym, żeby w niedzielę to było takie prawdziwe święto koszykarskie we Wrocławiu! Także drodzy Fani, przybywajcie!!