Cieszę się z każdej minuty - wywiad z Marcinem Dutkiewiczem, zawodnikiem AZS-u Koszalin

Marcin Dutkiewicz przy braku George'a Reese'a oraz J.J. Montgomery'ego odgrywa ważną rolę w zespole Andreja Urlepa. W sobotnim spotkaniu przeciwko Treflowi Sopot zdobył osiem punktów i miał siedem zbiórek.

Karol Wasiek: Rozpoczęliście to spotkanie bardzo dobrze. Prowadziliście nawet różnicą dwunastu punktów, ale z biegiem czasu to Trefl Sopot zaczął przejmować kontrolę nad tym spotkaniem. Dlaczego tak szybko rywal zniwelował te straty?
Marcin Dutkiewicz:

Ciężko jest teraz powiedzieć, dlaczego tak się właśnie stało. Przegraliśmy tak naprawdę w samej końcówce, gdzie Trefl wykorzystał nasze gapiostwo w obronie. Zbierali piłki po niecelnych rzutach wolnych, co dawało im możliwość ponawiania akcji. Zagraliśmy naprawdę niezłe zawody, mimo że zabrakło u nas dwóch podstawowych zawodników. Każdy z nas położył serce na parkiecie, to było widać. Detale zaważyły o tym, że wracamy do Koszalina na tarczy.

Nie wiem, czy widział pan statystyki, ale do przerwy mieliście 100-procentową skuteczność z dystansu. To rzadko zdarza się na ligowych parkietach.

- Cieszymy się niezmiernie. Jest to efekt ciężkich treningów. To nie jest przypadek. Po treningach zostajemy z grupką niektórych zawodników i ćwiczymy ten element. Jednak rzuty z dystansu to nie wszystko, by wygrać mecz.

Do końca rundy zasadniczej została już tylko jedna kolejka. Jaka była to runda dla AZS-u? Nie udało się wam awansować do najlepszej szóstki, ale wasza gra nie wyglądała aż tak źle.

- Nie tracimy wciąż nadziei na play-offy, bo chcemy nadal walczyć o miejsce 7 i 8. Jest realna szansa na to. Możliwe, że cele stawiane przez zarząd były nieco wyższe do tego, co teraz prezentujemy. Wszystko jest możliwe, ponieważ sezon trwa. Za tydzień gramy niezwykle ważny mecz, bo będziemy mierzyli się na własnym parkiecie z Czarnymi Słupsk. Mecz derbowy zawsze wyzwala dodatkowe emocje zarówno na trybunach, jak i na parkiecie. Było także nieco gapiostwa z naszej strony w czasie tej rundy. Porażka z Politechniką na własnym parkiecie trzy tygodnie temu. Tydzień temu zabrakło nam nieco szczęścia w pojedynku z Anwilem, gdzie przegraliśmy tylko jednym punktem. Mam nadzieję, że w drugiej części sezonu wyciągniemy wnioski i takie porażki nie będą się nam przydarzały.

Wydaje się, że wasza gra uległa zdecydowanej poprawie, po tym jak przyszedł trener Andrej Urlep.

- Ja cieszę się z każdej minuty spędzanej na parkiecie. U trenera Urlepa grają przede wszystkim zawodnicy, którzy walczą, bronią, chcą wygrać. Nie decydują inne czynniki.

Gdzie pan dostrzega te różnice w warsztatach obu trenerów - Herkta i Urlepa?

- Każdy z trenerów ma swój specyficzny warsztat. Jednak trener Urlep zwraca uwagę na najmniejsze detale. Bardzo ważna jest obrona, pomoc w obronie. W ataku każdy dołoży swoją cegiełkę. Jednak treningi obronne to jest coś, gdzie można wiele się nauczyć. Mamy jeszcze wiele rzeczy do poprawy.

Pan także zyskał na tym, że trener Urlep przyszedł do Koszalina. Otrzymuje pan zdecydowanie więcej minut.

- Zgadza się. Ja cieszę się z każdej minuty spędzanej na parkiecie. Po takim sezonie jaki miałem w Starogardzie Gdańskim to cieszy mnie każdy pobyt na parkiecie. Wydaję mi się, że zapracowałem na to na treningach. Wolałbym zamienić te minuty na nieco mniejszy okres czasu, a mieć dwóch podstawowych zawodników, naszych liderów - George'a Reese'a oraz J.J. Montgomery'ego. Nie żałuję na pewno przejścia do Koszalina, bo tutaj zarząd podał mi pomocną dłoń, za co im dziękuję.

Przypomniał się pan także kibicom i udowodnił, że Marcin Dutkiewicz wciąż może seryjnie trafiać z dystansu.

- (śmiech). No tak, Cieszę się z tego. W meczu z Treflem byłem dobrze pilnowany. Rywal dobrze się przygotował do tego spotkania. Nieprzypadkowo zajmuje pierwsze miejsce w tabeli Tauron Basket Ligi.

Źródło artykułu: