Osiągnęłam to, o co walczyłam - rozmowa z Magdaleną Leciejewską, zawodniczką Wisły Can - Pack Kraków

Po blisko ośmiomiesięcznej przerwie, na ligowe parkiety w końcu powróciła Magdalena Leciejewska. Podkoszowa Wisły w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiada o trudach przebytej kontuzji, walce o powrót do zdrowia, a także nadziejach związanych ze świąteczną przerwą i dalszą częścią sezonu.

Adam Popek: Jak czujesz się po swoim pierwszym występie po ponad półrocznej przerwie?

Magdalena Leciejewska: Nie ukrywam, że to spotkanie było dla mnie szczególne. Nawet jak z dziewczynami rozmawiałyśmy jeszcze przed meczem to śmiałyśmy się, że dla mnie pojedynek z Widzewem, to tak jak dla nich środowy ze Spartakiem. Wobec tak długiej przerwy jaką miałam jego ranga w moim odczuciu po prostu urosła do takich rozmiarów. Na pewno pojawiła się lekka trema, bo też przez duży okres czasu byłam, można powiedzieć poza obiegiem. I tak jak zwykle przed meczem lubiłam sobie uciąć drzemkę, tak tym razem nie było o mowy o zmrużeniu oka (śmiech). Ale teraz, kiedy jesteśmy już po rozegraniu tego spotkania troszkę mi odpuściło. Spore emocje, jakie towarzyszyły mi jeszcze kilkadziesiąt godzin wcześniej zostały na parkiecie i tym samym pierwsze kroki w tym sezonie mam już za sobą. Aczkolwiek bardzo cieszę się, że tak się stało. Dla mnie to było naprawdę ważne, że po tym ciężkim urazie wróciłam na parkiet i ponownie mogłam wraz z koleżankami wziąć udział w rywalizacji o punkty. Prawdę mówiąc jeszcze w sobotę rano bardziej nastawiałam się na to, że wezmę udział jedynie w rozgrzewce, a samą konfrontację pooglądam z ławki rezerwowych i dopiero po przerwie świątecznej zamelduje się na boisku. Nadarzyła się jednak okazja, by zagrać już teraz, była też zgoda ze strony lekarzy, w związku z czym sztab szkoleniowy zapytał mnie, czy chciałabym wystąpić i czy na pewno jestem gotowa. Ja oczywiście się nie wahałam i wobec tego, że dziewczyny wypracowały sporą przewagę już w pierwszych fragmentach mogłam bez większego ryzyka pojawić się na placu gry. Naprawdę się cieszę się, że to wszystko zdarzyło się w ten weekend.

W ostatnich miesiącach, kiedy tylko z boku przyglądałaś się poczynaniom zespołu przeszłaś prawdziwą szkołę życia, bo uczucie bezsilności jest jedną z najtrudniejszych rzeczy do przezwyciężenia.

- Nie ukrywam, że przez te kilka miesięcy nie było kolorowo. Miałam momenty kiedy naprawdę ciężko było mi się podnieść i zebrać siły do dalszej walki. Działo się tak tym bardziej, iż wielokrotnie pojawiała się nadzieja na szybszy powrót do gry, po czym okazywało się, że wciąż muszę pauzować. Było to efektem decyzji lekarzy, którzy wstrzymywali mnie i radzili, by jeszcze poczekać z pełnymi obciążeniami. Jednakże w tym wszystkim bardzo pomogły mi koleżanki z zespołu, które mnie wspierały i mobilizowały w tych chwilach. Gdy już powoli zaczęłam z nimi trenować zawsze coś podpowiedziały, krzyknęły i robiły wszystko, bym jak najszybciej z powrotem zaadaptowała się do gry. Nie mniejszą rolę odegrali trenerzy, którzy tak naprawdę postawili na mnie w ciemno i zaufali mi, chociaż do końca nie było wiadomo, kiedy nastąpi ten mój powrót. Dzięki temu, że dali mi szansę zostałam w Krakowie, wciąż jestem w Wiśle i mam zamiar udowodnić wszystkim, że pozostawienie mnie w drużynie nie było błędnym krokiem, a także możliwie jak najbardziej pomóc w odnoszeniu następnych sukcesów. Dam z siebie wszystko!

Ten powrót traktujesz jako osobisty sukces?

- W pewien sposób na pewno, aczkolwiek nie było też tak, że z tą trudną sytuacją pozostałam sama. Byli ze mną rodzice, którzy non stop mnie wspierali i najmocniej jak się tylko da dziękuję im za to, że w tych ciężkich momentach byli ze mną. Teraz, gdy przezwyciężyłam całą tą sytuację postaram się odpłacić po prostu dobrą grą, zarówno w ekstraklasie, jak i na międzynarodowej arenie. Mam nadzieję, że dam sobie radę również w spotkaniach o większą stawkę, kiedy naprzeciwko siebie będziemy miały rywalki z najwyższej półki. Oczywiście potrzebuję jeszcze trochę czasu, by wrócić do optymalnej formy, bo też przerwa jaką miałam pozostawiła spore piętno i nie da się tego pewnych zaległości nadrobić szybko. Poza tym, dopiero teraz tak naprawdę zgrywam się z pozostałymi dziewczynami, więc trudno oczekiwać już teraz nie wiadomo jak zadowalających efektów. Ale myślę, że z czasem i one nadejdą.

Jednak biorąc pod uwagę nadchodzącą przerwę świąteczną, można powiedzieć, że będziesz miała trochę czasu na wyrównanie zaległości.

- Dokładnie tak. Większość zawodniczek, co prawda czeka na ten czas wolny, z myślą o odpoczynku po długich tygodniach ciężkiej pracy i psychicznego napięcia. Mnie natomiast w tym momencie wypoczynku specjalnie nie brakuje, w związku z czym tego okresu na pewno nie spędzę na siedzeniu przy stole i degustowaniu kolejnych świątecznych pyszności(śmiech). Będę się starała w tym czasie przynajmniej w jakimś stopniu nadgonić przygotowanie motoryczne, bo to jest jeden z głównych aspektów, które muszę poprawić. W tym momencie zauważam, że po przebiegnięciu kilku długości parkietu trochę brakuje mi tlenu, dlatego potrzebuję takiego stałego rytmu wysiłkowego, który pozwoli mi złapać wysoką dyspozycję. Wobec tego dla mnie tegoroczne święta będą okresem ciężkiej pracy i na pewno go nie zmarnuję. Oczywiście planuję również chwilkę odpocząć, ale cały czas będę pamiętać o tym, jaki jest mój najważniejszy cel i będę starała się go zrealizować.

Trudno ci było wychodząc na parkiet w meczu z Widzewem ponownie przystosować się do gry?

- W pewien sposób tak. Po takim długim czasie na pewno jest to coś, do czego człowiek musi się na nowo przyzwyczaić. Dla mnie o tyle było to niespodziewane, że w pierwszej połowie w ogóle nie pojawiłam się na parkiecie i dopiero tuż przed przerwą trener powiedział mi, że po zmianie stron wejdę do gry. W związku z tym kazał mi się w trakcie piętnastominutowej pauzy lepiej dogrzać i tym samym dał znak, że już czas.

I twoje oczy zapłonęły.

- Oczy momentalnie zapłonęły i schodząc do szatni na przerwę miałam w sobie tyle pozytywnej energii, że już się nie mogłam doczekać trzeciej kwarty. Oczywiście stres też w małym stopniu dawał o sobie znać, ale on akurat jeszcze bardziej mnie mobilizował. Po tej sobocie noszę w sobie ogromną radość, bo jednak po ośmiu miesiącach biernego przyglądania się poczynaniu koleżanek i bycia, mimo wszystko z boku ponownie stałam się pełnoprawnym członkiem zespołu, osiągając tym samym to, na co tak bardzo przez ten czas czekałam. Nie ukrywam, że strasznie mi brakowało tego i super, że w końcu mogłam wziąć udział w rozgrzewce, a także zaliczyć kilkuminutowy występ. Także, pierwsze koty za płoty i mam nadzieję, że teraz już będzie tylko lepiej.

W związku z tym mam nadzieję, że wobec zbliżających się trzech spotkań wyjazdowych, również pomożesz w walce o komplet zwycięstw.

- To prawda, że czekają nas trzy ważne, a zarazem ciężkie pojedynki. Zdaję sobie jednak sprawę, że obecnie jestem jeszcze w zupełnie innym stadium niż reszta teamu i w tych starciach akurat może zabraknąć dla mnie minut. Dziewczyny w końcu są już ze sobą naprawdę dobrze zgrane, świetnie czują się też pod względem fizycznym, a ja dopiero walczę o to, by ten pułap osiągnąć, dlatego spokojnie podchodzę do całej sytuacji. Aczkolwiek, absolutnie się nie podłamuję. Zdaję sobie sprawę ze swego położenia i póki co chcę przynajmniej być z drużyną, założyć meczową koszulkę i wspierać je w trakcie rywalizacji. Chciałabym póki co przynajmniej w ten sposób zaznaczyć swoją obecność, ale jeśli tylko nadarzy się okazja rozegrania choćby paru minut to obiecuję, że zrobię wszystko, by zaprezentować się z jak najlepszej strony, a także wymiernie pomóc drużynie.

Komentarze (0)