W momencie, gdy w barwach Knicks zadebiutował w lidze letniej włoski skrzydłowy - Danilo Gallinari, pozycja jednego z liderów ekipy z Nowego Jorku - Davida Lee stała się zagrożona. Amerykanin przyznał, że obawia się najgorszego. Lee w ubiegły piątek zawitał do Las Vegas, gdzie jego zespół rozgrywa obecnie mecze w ramach summer league. Spotkał się tam z Mikem D'Antonim, który wyjaśnił mu, że jego nazwisko brane jest pod uwagę w negocjacjach handlowych. Bardzo możliwe, że drużynę opuści także Zach Randolph, którym interesują się działacze Los Angeles Clippers.
Swoje rozczarowanie zachowaniem włodarzy Knicks wyraził sam Lee. Kocham Nowy Jork i ten zespół. Niestety to jest coś niezależnego ode mnie. Drużyny prowadzą ze sobą rozmowy telefoniczne i mając na uwadze stworzenie lepszego teamu muszą zrezygnować też z kogoś wartościowego. To jest co prawda komplement, ale niestety sprawia on, że moje życie, moje wakacje stały się niepewne, bo nie wiem co dalej się wydarzy - mówi Lee. Skrzydłowy Knicks nie zaprzeczył także, że jego agent - Mark Bartlestein przed tegorocznym draftem bez wiedzy zawodnika doradzał ekipie Memphis, by nie brała pod uwagę w swoich negocjacjach jego klienta, gdyż on nigdy nie zgodziłby się na długoterminowy kontrakt z Grizzlies. - Nie wiem co się stało. Jego zadaniem jest przecież reprezentowanie swoich klientów - wyznaje 25-letni Amerykanin.
Lee urodził się 29 kwietnia 1983 roku w St. Louis w Stanach Zjednoczonych. Mierzy 206 cm wzrostu i występuje na pozycji silnego skrzydłowego. Jest absolwentem Uniwersytetu Florida. W 2005 roku został wybrany z numerem 30 w pierwszej rundzie draftu do NBA przez New York Knicks. W barwach tego zespołu spędził trzy ostatnie lata. W ubiegłym sezonie zdobywał średnio 10,8 punktów oraz 8,9 zbiórki w każdym spotkaniu.