Spotkanie nie było tak słabe, jak mogły na to wskazywać ostatnie rezultaty obu ekip. Mimo, że Spójnia znów musiała radzić sobie bez Marcina Stokłosy, to na tle niżej notowanego rywala pokazała też kilka ciekawych zagrań w ataku. Bydgoszczanie również przez trzy kwarty sprawiali niezłe wrażenie.
Początek spotkania to pojedynek rozgrywających: Sławomira Buczyniaka i Artura Gliszczyńskiego. Były koszykarz Spójni miał coś do udowodnienia stargardzkim kibicom i spotkanie rozpoczął od dwóch celnych "trójek". W kolejnych minutach również inni gracze trafiali z dystansu, przez co nie mogło być mowy o następnym hokejowym rezultacie. Walka kosz za kosz trwała do chwili, gdy na parkiecie pojawił się Łukasz Grzegorzewski. To on dzięki dwóm udanym akcjom wypracował czteropunktową przewagę dla gospodarzy (17:13). Trener Jarosław Zawadka musiał poprosić o przerwę, lecz to nie pomogło. Grzegorzewskiego wyręczył Łukasz Bodych i po pierwszych dziesięciu minutach Spójnia prowadziła 22:15.
Goście wspierani przez grupę najwierniejszych kibiców nie zamierzali jednak się poddawać. Ułatwił im to trener Tadeusz Aleksandrowicz, który na parkiet posłał drugą piątkę. Szczególnie zmiany wśród wysokich tego dnia były mocno odczuwalne, przez co gospodarze nie mogli trafić do kosza. Astoria rozkręcała się wolno, lecz po trafieniu Doriana Szyttenholma przegrywała już tylko jednym punktem (25:24) i zdenerwowany Aleksandrowicz zarządził przerwę oraz wpuścił swoich podstawowych koszykarzy na parkiet. W kolejnych minutach za sprawą Grzegorzewskiego i Bodycha Spójnia odzyskała przewagę z pierwszej odsłony. Obie drużyny imponowały skutecznością z dystansu. W Astorii najlepsi w tym elemencie byli Sebastian Grzesiński i wspomniany wcześniej Gliszczyński, który do przerwy rzucił jedenaście punktów, lecz później już nie trafił do kosza. Obie drużyny nie popisywały się natomiast na linii rzutów wolnych. W całym spotkaniu Astoria wykorzystała cztery z dwunastu prób, natomiast Spójnia osiem z szesnastu.
Trzecia ćwiartka to już zwiastun pogromu. Po punktach Wiktora Grudzińskiego i "trójce" Adama Parzycha gospodarze prowadzili 47:35. Chociaż trener Zawadka wykorzystał pierwszy czas na żądanie, to przewaga miejscowych nadal rosła. Po trafieniu Grzegorzewskiego było już 50:36. Mimo, że Spójnia prowadziła nawet szesnastoma punktami, to miała też swoje problemy. Po cztery przewinienia złapali Grudziński i Bodych, przez co musieli odpoczywać na ławce rezerwowych. W tym czasie "Asta" zmniejszyła stratę do dziesięciu punktów i wynik przed ostatnią kwartą nie był jeszcze rozstrzygnięty.
Trudno jednak myśleć o nawiązaniu walki, gdy nie trafia się rzutów wolnych, a najlepszy strzelec przestaje punktować. Goście oddawali rzuty z dystansu, lecz kompletnie stracili świetną skuteczność z pierwszych dwudziestu minut. Spójnia natomiast za sprawą Parzycha, Grzegorzewskiego, Grudzińskiego i Tomasza Stępnia konsekwentnie budowała przewagę. Gdy wzrosła ona do dwudziestu punktów swoją szansę dostali również młodzi wychowankowie: Bartłomiej Wróblewski i Łukasz Ważny. Dobrą serię kontynuowali jednak Parzych i Stępień, a najwyższe prowadzenie gospodarzy to 81:54. Dwoma celnymi rzutami z dystansu rozmiary porażki zmniejszył Grzesiński, lecz fani gospodarzy dawno już świętowali sukces.
KS Spójnia Stargard Szczeciński - KPSW Astoria Bydgoszcz 81:60 (22:15, 20:20, 17:14, 22:11)
Spójnia: Grzegorzewski 18, Parzych 18, Bodych 10, Grudziński 10, Stępień 10, Koszuta 9, Buczyniak 4, Kulikowski 2, Soczewski 0, Ulchurski 0, Ważny 0, Wróblewski 0.
Astoria: Bierwagen 11, Gliszczyński 11, Grzesiński 9, Laydych 7, Szyttenholm 7, Paul 6, Trela 4, Szopiński 4, Plebanek 1, Czyżnielewski 0, Gierszewski 0, Rąpalski 0.