Zatrudnili go mający olbrzymie problemy kadrowe New Orleans Pelicans. Elfrid Payton udowadnia, że było warto.
30-latek, który przez ostatnie dwa lata występował w G-League oraz w Portoryko, 21 listopada oficjalnie wrócił na parkiety NBA. I pokazuje, że chce zostać w niej na dłużej.
Payton w meczu przeciwko Indiana Pacers zanotował aż 21 asyst, co stanowi najwyższy wynik w pojedynczym meczu tego sezonu. Choć jego Pelicans przegrali 110:114, występ rozgrywającego był niesamowity - oprócz asyst, wywalczył też 14 punktów, siedem zbiórek oraz dwa przechwyty.
Gracz, który trafił do NBA z wysokim, 10. numerem w drafcie w 2014 roku, na przestrzeni kariery miał spore problemy z rzutami za trzy. Trafiał tylko 28,9-proc. takich prób. Między innymi z tego powodu nie udało mu się utrzymać na stałe w żadnej drużynie. Jednak po serii kontuzji w zespole z Luizjany, Payton otrzymał szansę powrotu, którą w pełni wykorzystał.
Mimo, że 30-latek zagrał znakomity mecz, nie ma pewności, jak długo będzie w stanie utrzymać taką rolę w Pelicans. Zespół czeka na powrót swojego podstawowego rozgrywającego, Dejounte Murraya, co może oznaczać, że Paytonowi będzie trudniej o regularną grę. Ale udowadnia, że ma jeszcze wiele do zaoferowania na poziomie NBA.
Pelicans z bilansem 4-14 plasują się na samym dole Konferencji Zachodniej.
ZOBACZ WIDEO: Aż trudno uwierzyć, że ma 41 lat. Była gwiazda wciąż w formie