W drugim meczu turnieju prekwalifikacji do igrzysk olimpijskich w Paryżu koszykarze reprezentacji Polski pokonali Bośnię i Hercegowinę 85:76.
Biało-Czerwoni wznieśli się na inny poziom względem inauguracyjnego pojedynki z Węgrami (wygranym 83:81 - przyp. red.). Mocno o tamtym występie wypowiedział się m.in. Mateusz Ponitka (-->> TUTAJ).
Minął dzień i... - Całkiem inna gra. Przede wszystkim lepsze dzielenie się piłką, lepsza skuteczność - mówi dla WP SportoweFakty Piotr Karolak, były reprezentant Polski i koszykarski ekspert.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co oni wymyślili?! Zobacz, co robią ci koszykarze
Wraca też do tego, co wydarzyło się w niedzielę. - Mecz z Węgrami? Za dwa tygodnie nikt nie będzie pamiętał, jak go wygraliśmy tylko to, że odnieśliśmy zwycięstwo - stwierdza. - Ja zwycięzców nigdy nie sądzą. Taka jest zasada.
Nie mogło się powtórzyć, a jednak...
Z Bośnią i Hercegowiną powtórzyła się sytuacja - w mniejszym wymiarze, ale jednak - że Polacy roztrwonili ogromną przewagę. Z Węgrami zeszli z plus 15 na minus 1. Tym razem było nawet 23-punktowe prowadzenie, ale rywale w końcówce agresywną grą zniwelowali straty do siedmiu "oczek".
- Powinno się skończyć 20. Szkoda tych małych punktów, bo jednak mecz z Portugalią (ostatni w grupie, w środę o godz. 18:00 - przyp. red.) będzie ważny. Gdybyśmy wygrali te ponad 20 oczek, to Bośniacy w układzie trzech drużyn byliby na minusie - zauważa nasz ekspert.
Z czego to może wynikać? - Trochę bierze się to ze zmęczenia, bo nie sądzę, żeby było jakieś rozluźnienie czy coś takiego. Tego widać nie było, za to zmęczenie tak - dodaje.
On jest niezastąpiony
35 minut na parkiecie spędził w poniedziałek Mateusz Ponitka, minutę mniej Michał Sokołowski, a dwie mniej Aleksander Balcerowski - to trójka liderów. Ich obecność na parkiecie jest kluczowa w drodze po zwycięstwa.
22 punkty, dziewięć zbiórek, siedem asyst i trzy przechwyty - to liczby Ponitki. - Jest niezastąpiony - mówi wprost Karolak. Wskazuje jednak pewien problem. - Grając na "jedynce" traci za dużo energii i żeby grał te ponad 30 minut w meczu, to on na tej pozycji - moim zdaniem - może grać 18-20 minut. Potrzebuje zastępstwa - wyjaśnia.
Igor Milicić, trener naszej kadry, faktycznie oddał piłkę w ręce Ponitki. Było to już widać w poprzednich okienkach reprezentacyjnych, ale teraz doszła do tego również sytuacja kadrowa. W składzie - z różnych względów - nie ma A.J. Slaughtera, Jakuba Schenka, Łukasza Kolendy czy Andrzeja Mazurczaka.
Jest za to Andrzej Pluta, który ciągle nabiera ogrania na takim poziomie. - Ja mam takie zdanie po tych dwóch meczach. Wydaje mi się, że z Plutą - z Węgrami słabo - ale z Bośniakami wyglądaliśmy dużo lepiej. Naprawdę, można powiedzieć, fajnie zastąpił Ponitkę - ocenia nasz ekspert.
Ten pomysł jest chybiony
Karolak nie ma też wątpliwości względem naszego naturalizowanego gracza w składzie, którym podczas turnieju w PreZero Arenie Gliwice jest środkowy Geoffrey Groselle. - Dla mnie jednoznacznie nie jest kadrze potrzebny. Zabiera miejsce dla jednego młodego. Może Boguckiego, a może więcej minut mógłby dostać Witliński - komentuje Karolak.
- Dla mnie to jest pomysł bez sensu, bo na ten moment jego paszport nic kadrze nie daje - zakończył.
Groselle pojawił się w kadrze przez to, że brakuje w niej wspomnianego już Slaughtera. Amerykański obwodowy był kluczową postacią naszej kadry przez ostatnie lata, mając swój duży udział w tym, że Polacy zajęli 8. miejsce na mistrzostwach świata 2019 i otarli się o pudło EuroBasketu 2022.
Teraz - w wieku 36 lat - Slaughter zdecydował się w lato odpocząć przed jednym z ostatnich sezonów w sportowej karierze. I tak otworzyło się okienko dla Groselle'a.
***
W swoim ostatnim grupowym meczu prekwalifikacji Polacy zmierzą się z Portugalczykami. Ich bilans to jedno zwycięstwo i jedna porażka. Mecz odbędzie się w środę 16 sierpnia, początek o godz. 18:00.
z Gliwic, Krzysztof Kaczmarczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Trener reprezentacji Polski nie ma wątpliwości. "To my dominowaliśmy"
Brawo, Polacy! W sieci od razu posypały się gratulacje