Hit przedostatniej kolejki sezonu zasadniczego Suzuki I ligi mężczyzn agresywnie w ataku rozpoczęły Dziki Warszawa. Przyjezdni świetnie dzielili się piłką, "rozrywając" obronę HydroTrucku Radom. Bardzo często stosowali zagrywkę pick and roll, która przynosiła im wiele punktów. Robert Witka zdecydował się wprowadzić na parkiet Kaheema Ransoma, obserwującego mecz od początku z perspektywy ławki rezerwowych. Po pierwszej kwarcie drużyna ze stolicy prowadziła 23:19.
Kapitalną serią 9:2 gospodarze otworzyli drugą część. Zdominowali przeciwników, którzy długo nie mogli otrząsnąć się z letargu. Dwukrotnie z dystansu przymierzył Jakub Zalewski, on i koledzy szybko biegali do kontrataków. Niemalże równo z syreną oznaczającą zejście do szatni na przerwę "za trzy" trafił Filip Zegzuła.
Ponad kwadrans później licznie zgromadzeni w hali Radomskiego Centrum Sportu kibice przeżyli huśtawkę nastrojów. Wtedy bowiem to Dziki "przycisnęły" w obronie, wymuszając wiele strat miejscowych. Prowadzenie błyskawicznie "stopniało", zaś w ataku sprawy w swoje ręce wzięli Michał Aleksandrowicz i Marcus Azor. Pierwszy z wymienionych nie tylko imponował widowiskowymi wejściami pod kosz, ale "straszył" także zza linii 6,75 m. Drugi kilka razy wsadził piłkę z góry. Warszawianie rozgromili radomian 23:9.
Wygrana w kapitalnym stylu trzecia odsłona "napędziła" podopiecznych Krzysztofa Szablowskiego do jeszcze lepszej gry. Gospodarze wielokrotnie tracili piłkę w dziecinny sposób, a nawet gdy zdołali oddawać rzuty, to po pudłach świetnie własną obręcz zastawiał Mateusz Bartosz, który uzbierał ostatecznie double-double na poziomie 10 punktów i 16 zbiórek. Dziki zwyciężyły aż 91:63.
Po 21 "oczek" zdobyli liderzy stołecznego zespołu, Azor i Aleksandrowicz.
HydroTruck Radom - Dziki Warszawa 63:91 (19:23, 24:14, 9:23, 11:31)
HydroTruck: Zegzuła 13, Zalewski 11, Ransom 11, Jeszke 10, Sadło 7, Patoka 7, Formella 4, Sowa 0, Pietras 0, Rojek 0, Górzyński 0.
Dziki: Aleksandrowicz 21, Azor 21, Czujkowski 15, Bartosz 10, Kuźkow 8, Motel 7, Griszczuk 5, Wojciechowski 4, Szular 0, Grochowski 0, Munyama 0.
Czytaj również:
>> Stephen Curry znów oszalał. Genialny mecz gwiazdy i wielki powrót mistrzów NBA
>> Andrzej Pluta, syn legendy: Zabrać od taty rzut
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się bawili argentyńscy piłkarze. Był tam też Messi