O zamieszaniu w polskim kolarstwie jest głośno od lat. Wystarczy przypomnieć sobie, jak Ministerstwo Sportu i Turystyki zareagowało na to, że Marek Kapela musiał zbierać pieniądze na start w mistrzostwach świata w kolarstwie torowym, bo od PZKol usłyszał, że nie stać ich na jego występ.
Teraz historia się powtarza. Wygląda na to, że polscy kolarze torowi mimo przygotowań do igrzysk olimpijskich 2024 w Paryżu mogą na nich nie wystąpić. Ba, wszystko wskazuje na to, że... nawet nie przystąpią do kwalifikacji. Absurd.
A powodem takiej sytuacji jest ogromny dług PZKol, bo mowa o aż 20 milionach złotych. Całą sytuację w kolarskim środowisku dokładnie opisaliśmy TUTAJ. Obecnie trwa oczekiwanie na zapowiedzianą wcześniej interwencję ministerstwa.
ZOBACZ WIDEO: "Cudowna dziewczyna". Tymi zdjęciami Brodnicka zachwyciła
Nad całą sprawą pochyliła się "Gazeta Wyborcza", która donosi, że związek od grudnia nie płaci nikomu. Zawodnicy nie mają co liczyć na występy w zawodach, treningach, obozach. Opłacany nie jest nawet... ZUS.
Wszystkie osoby milczą z uwagi na to, że podpisali "lojalki". Do takiej decyzji przekonały ich osoby zarządzające, grożąc zwolnieniami z pracy, a także innymi karami. Z tego powodu wymuszono na nich ciszę przez aż 20 lat.
- Olewam je, te lojalki! Mówię prawdę, a reszta mnie nie obchodzi. Prawda jest taka, że kolarstwo stanęło, nie istnieje, kram ta kadra. Ktoś za marnotrawstwo powinien iść do więzienia. Gdyby nie to, że obiecałem wytrwać do igrzysk, to już by mnie nie było! Ale nie zostawię nikogo na lodzie - powiedział wspomnianej gazecie Igor Krymski, trener Mateusza Rudyka i grupy sprinterów.
Katastrofa finansowa PZKol sprawia, że na ostatnie międzynarodowe zawody, specjalnie powołana Fundacja Wspierania Polskiego Kolarstwa kupiła jedynie... bilety lotnicze. Wszystkie inne rzeczy sportowcy muszą opłacać z własnej kieszeni.
A wśród mężczyzn zapewniony start indywidualny na igrzyskach ma tylko wicemistrz Europy Rudyk. Z kolei drużyna sprinterów walczy o miejsce z Kanadą, przed którą mistrzostwa panamerykańskie, na których najprawdopodobniej okażą się najlepsi.
Jeżeli tak się stanie, to Polacy będą mieli problem. Wówczas jedyną drogą do Paryża będzie Puchar Narodów, w których musieliby wysoko pokonać Kanadyjczyków, którzy wystąpią przed własną publicznością.
O miejsca na igrzyskach walka toczyć się będzie jeszcze w Hongkongu. Tyle tylko, że tam kolarze nie pojadą z uwagi na problemy finansowe. Wystąpią jedynie sprinterki, ale tylko za sprawą swoich klubów.
Co prawda nowy minister sportu Sławomir Nitras ma pomóc kolarzom z finansowaniem treningów i zawodów. Nie jest jednak znana konkretna data, a biorąc pod uwagę krótki czas walki o występ na igrzyskach, może pojawić się spory problem.
Przeczytaj także:
Ma 700 hektarów gospodarstwa. Tak mówi o napływie produktów z Ukrainy